poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział 6. Wiedźma

Siedzimy na trawie, jedząc umyte wcześniej rzodkiewki. Suszymy się po przebytej niedawno wojnie na wodę.
- O matko, ale ostra-  Mówię z pełnymi ustami i macham rękami .  Daniel zachichotał. Muszę śmiesznie wyglądać krzywiąc się.
- Nie lubisz ostrych rzeczy?- Pyta.
- Nie, że nie lubię, ale pierwszy raz jem taką rzodkiewkę- Zaśmiałam się.
- Ja w sumie nie przepadam za ostrym smakiem, ale rzodkiewki uwielbiam -  Stwierdza, pakując jedną, całą do ust. Czuję się dziwnie swobodnie w jego towarzystwie. Chyba pierwszy raz rozmawiam o takich pierdołach z człowiekiem. Zawsze moje kontakty z ludźmi ograniczały się do absolutnego minimum. Biała, mokra koszula Daniela oblepia szczelnie jego klatkę piersiową. Jest naprawdę chudy, ale nie widać mu żeber. Ja również, nie wiedząc czemu, siedzę w mokrej bluzie. Ściągam ją przez głowę i rozkładam na ziemi obok mnie. Błękitna koszulka którą miałam pod spodem, nawet nie jest aż tak mokra. Daniel z dziwnym uporem przygląda się leżącemu po przeciwnej stronie kamieniowi. Ciekawe o co chodzi. Nagle wstrząsa nim kolejny atak kaszlu.
- Wszystko w porządku?  Może nie powinieneś siedzieć w mokrej koszuli? - Nagle czuję się winna za to że go oblałam, może jest przeziębiony, albo coś.
- Może faktycznie masz rację.- Zaczyna rozpinać srebrne guziczki. Ściąga koszulę... Nie gap się! Przenoszę wzrok na nieopodal rosnący krzak.
- Jesteś chory? Ten kaszel wyglądał poważnie. - mówię cokolwiek, żeby nie zrobiło się dziwnie.
- Tak... Trochę... O, właśnie. Przypomniałem sobie, że wczoraj zbierałem jeżyny i maliny.Jeszcze trochę zostało. Masz ochotę? - Trafił w dziesiątkę. Kocham jeżyny.
- Jasne!- Odwracam głowę, zapominając czemu nie powinnam tego robić. Biała koszula leży koło mojej bluzy. Widzę jego odsłoniętą klatkę piersiową i brzuch. Do mojej twarzy uderzyła nagła fala gorąca. Na jego rękach delikatnie rysują się mięśnie.  Obojczyki widać wyraźnie . Jest... Piękny... Wstaję szybko i odwracam wzrok.
- To gdzie są te jeżyny? - Muszę się uspokoić, jestem czerwona jak burak. Sama nie wiem czemu. Widziałam tyle nagich torsów centaurów i faunów, w dodatku o wiele lepiej zbudowanych. Nigdy tak nie reagowałam. Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje.
- W domu, przy okazji poznam cię z babcią. - Wstaje. Idziemy w kierunku sporych, drewnianych drzwi. Dopiero teraz zauważam turkusowy, okrągły kamień u góry i mniejszy w żelaznej klamce.
- Co to?
- To turkus, babcia mówi, że odstrasza złe duchy.- Zabobonna.
- Powiedz, wierzysz w czary?- No tym pytaniem to mnie zaskoczył.
- Czy ja wiem... Było by naprawdę fajnie gdyby istniały.- Umiejętnie odpowiadam. Nie wiem co się szykuje, ale coś mi podpowiada, że powinnam teraz po prostu uciec. Czemu więc wciąż tu stoję? Wchodzimy do środka. Pierwsze co widzę, to mnóstwo ziół przywieszonych u powały. Ale to nie są tylko zwykłe zioła, są tu też takie, o których istnieniu żaden człowiek nie ma pojęcia. Po prawej stronie stoi półka. Pełno na niej butelek i fiolek wypełnionych różnymi proszkami i płynami.
- Ale ciemno, nic nie widzę.- Daniel po omacku szuka ściany, wzdłuż której chciałby iść. No tak, tu jest faktycznie ciemno, tylko ja zostałam obdarowana wilczym wzrokiem.
- Babciu, odsłoń okna! Przecież tu się zabić można!- W odpowiedzi na krzyki Daniela po lewej stronie dało się słyszeć chrobotanie. W kącie, na bujanym fotelu siedzi niezwykła postać. Stara pani, z rozczochranymi siwymi włosami kołysze się w jednostajnym rytmie. Uciera coś w glinianej misce. Twarz ma pomarszczoną, a ciało zgarbione. Ma na sobie czarną suknię do kolan, dwie różnego koloru podkolanówki w paski i parę czarnych, błyszczących butów ze szpiczastymi noskami. A jednak... Miałam rację... Trzeba było uciekać.  Para fioletowych, świecących w ciemności oczu patrzyła w prost na mnie. Wiedźma...
- Ty odsłoń, dziecko, nie powinno ci to sprawić kłopotu. Ja jestem zajęta.- Mówi do mnie, ale Daniel nie zdaje sobie z tego sprawy.
- Niby jak mam odsłonić, kiedy nic nie wiedzę! - Jest delikatnie mówiąc poirytowany. Nie czekając na nagłą śmierć Daniela, spowodowaną próbą odnalezienia i odsłonięcia okna, ruszam w kierunku ciężkich, czarnych zasłon. Jednym ruchem odsłaniam okno. Czuję jak po moich rękach przelatuje mnóstwo małych, kosmatych ciałek. Wzdrygam się mimowolnie. Omu! Wszędzie ich pełno! Te małe,czarne, puchate stworzenia nieokreślonego kształtu zawsze są w ciemnych miejscach, a ja mimo to zawszę jestem zaskoczona ich obecnością.
- Jakim cudem znalazłaś okno? - W oczach Daniela maluje się zdziwienie. Ach tak i teraz kombinuj Tori, kombinuj.
- Natknęłam się na zasłonę.- Udaję niewiniątko. Patrzy na mnie wzrokiem który aż krzyczy: Wiem, że kłamiesz. Czuję jak coś ciężkiego osiada mi na piersi. Nie parzy już na mnie, przeniósł wzrok na pomieszczenie.
- Teraz nareszcie coś widać... - Nie dokończył swojej wypowiedzi. Powoli jego twarz zaczęła nabierać coraz bardziej purpurowego koloru. Jest wściekły... Brwi praktycznie się stykają, na szyi pojawiła się pulsująca żyła.
- Babciu...- Chyba stara się być spokojny.
- Powiedz mi... Jakim cudem... Udało ci się od wczoraj zrobić tu taki syf! Wysprzątałem cały dom! Wszystko niemal lśniło, a teraz można by śmiało powiedzieć, że od kilku lat nikt tu nie pomyślał nawet o zamiataniu podłogi! - Wiem, że to może okrutne z mojej strony, ale jest okropnie śmieszny kiedy się złości. Faktycznie, pokój jest niemiłosiernie zakurzony, ale dla wiedźmy to norma. Przy niektórych czarach bałagan dosłownie pojawia się sam.
- Wiem, wiem, napracowałeś się i jestem ci ogromnie wdzięczna, ale ostrzegałam cię,że to zbyteczne. - Babcia siedziała w swoim fotelu nieporuszona, uśmiechając się wrednie.
- Tak, ale nie mówiłaś że będziesz przywoływać średniowieczne duchy! - Staruszka całkowicie ignorując wnuka wstaje, odkładając miskę na stojący obok stół. Jej ruchy są dość żwawe, nie pasujące do zgarbionej staruszki. Podchodzi do mnie szybkim krokiem.
- Miło mi cię poznać. Jestem Odetta, profesjonalistka w sprawach wszelkiej magii, najlepsza w okolicy czarownica. Dawno nie widziałam tutaj wilczoskórych, niesamowite że Daniel zaprzyjaźnił się z jedną z nich.-  Co to wszystko znaczy? Co jest do cholery grane?! Spoglądam niespokojnie w kierunku Daniela. Patrzy na mnie pytająco. Nic już nie rozumiem. On nie widzi świata duchów, ale jednocześnie o nich wie? I patrząc teraz na mnie ,w tej chwili wie, że nie jestem zwyczajną dziewczyną. To przyjaciel... Czy wróg? Poczułam dziwne ukłucie w sercu na myśl, że Daniel mógłby być moim wrogiem. Odruchowo podkuliłam uszy i ogon.
- Oj nie bój się złotko! Nic ci tu nie grozi. Wybacz jeżeli cię przestraszyłam. - Jej wzrok jest ciepły i przyjazny, ale to wiedźma. Nie mogę jej ufać. Czy uda mi się wyskoczyć przez uchylone drzwi? Czy zostaną mi one zatrzaśnięte przed nosem?
- Proszę... Nie uciekaj...- Głos Daniela... Patrzy na mnie tak błagalnym wzrokiem... Obezwładnił mnie... Nie ucieknę... Czuję, że choćby teraz wyciągnął nóż, nie byłabym w stanie uciec. Jak można tak ufać... Obcej osobie...
- Może usiądziecie sobie i porozmawiacie na spokojnie, oboje macie teraz mnóstwo pytań.-  Odetta daje mi kobiałkę malin i jeżyn, wskazuje na próg. Nie wiem skąd wzięła te owoce i skąd wiedziała, że to po nie przyszliśmy.
- Właśnie, dobrze, że przyszedłeś Daniel! Mam dla ciebie lekarstwo!-   Babcia wypruła jak strzała w kierunku miski. Sekunda i jest z powrotem. Zanim Daniel zdążył powiedzieć cokolwiek, wepchnęła mu do ust wielką łyżkę zielonej papki którą przed chwilą ugniatała. Jedno skinięcie jej długim palcem i jej ofiara przymusowo połyka ziołową maź, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie.
- Dobry chłopiec- Chwyciła go za policzek i pieszczotliwie potrząsnęła. Daniel nie wydaje się być zbyt szczęśliwy.
- A! Właśnie! Muszę lecieć! Luli mówił, że widział odpowiednie do twojego leczenia zioła po drugiej stronie rzeki . Bądźcie grzeczni! A ty wilku nie bój się, należymy do tej samej armii!- Tym samym szaleńczym pędem wybiegła z chatki, zabrawszy ze sobą czarnego kota, który do tej pory siedział sobie grzecznie gdzieś z boku i swój środek transportu. W biegu klepnęła z rozmachem drewniany trzonek i wskoczyła na lecącą już w powietrzu miotłę. Teraz jedynym śladem jej obecności, jest stłumiony odległością śmiech. Stoimy teraz z Danielem koło siebie, milcząc. Pierwsza siadam na progu. Po chwili dołącza do mnie.
- Jesteś wilczoskórą? - Pyta trącając stopą leżący przed nim kamień.
- Tak, służę w armii Doriana, ducha serca tego lasu.
- Tak jak moja babcia. Od niedawna przeprowadziła się tu razem ze mną.
- Ja też mieszkam tu od niedawna. Jesteś chory. Co ci dolega?- Ta szybka wymiana zdań przebiegała bardzo spokojnie, ale odpowiedź na zadane teraz pytanie, chciałam uzyskać jak najszybciej. Daniel posmutniał.
- W dzieciństwie zostałem przeklęty. Klątwa została rzucona przez siostrę mojej babci, Otylię. Nie wiem czemu pragnie ona mojej śmierci. Odetta za nic nie chce mi powiedzieć co było motywem rzucenia śmiertelnej klątwy.  Na szczęście moc mojej babci jest dość silna i pozwala na powstrzymywanie złego czaru. Bez tych wszystkich mikstur już dawno był bym martwy. - Przeszedł mnie zimny dreszcz. Nie chcę żeby umarł... Nie mam pojęcia czemu, od pierwszej chwili, kiedy go zobaczyłam... Tak mi na nim zależy... Mówi to wszystko z takim spokojem, musi być przyzwyczajony do wizji śmieci...
- Ostatnio Otylia zaczęła mnie atakować, koniecznie chcąc zabić. To dla tego przenieśliśmy się tutaj, w miejsce gdzie nas nie znajdzie. To strasznie irytujące, być otoczonym przez magię, wiedzieć o tych wszystkich, magicznych stworzeniach i  nie móc żadnego zobaczyć. Babcia mówiła mi o proroctwie, które wkrótce się spełni. Obiecywała, że niedługo będę mógł wszystko zobaczyć. - Patrzy przed siebie.
- Kiedy już będziesz mógł widzieć, pokażę ci wszystko.- Nie wiem czemu to mówię. Teraz patrzy na mnie. Między nami z każdą chwilą powstaje coraz silniejsza więź. Niewytłumaczalna chęć bycia z nim pochłania mnie coraz bardziej.
- Pokażesz mi świat?- Jego oczy się śmieją.
- Tak, ten piękniejszy.- Uśmiechamy się oboje patrząc sobie w oczy. Całkiem jakby nasze dusze stykały się teraz ze sobą. Jakbyśmy byli połówkami jednej całości. Nie wiem, czy to proroctwo nas połączyło, czy to jakiś rodzaj magii, ale wiem, że choćby nie wiem co się miało stać, będę szczęśliwa, że go poznałam.
- Powiedz mi jeszcze... Kto to jest Luli?- Razem z moim pytaniem powaga sytuacji prysła jak bańka. Oboje chichoczemy.
- To kot, ten którego babcia wzięła ze sobą. Mówiłem jej, że to strasznie głupie imię, zresztą zwierzak też się zbytnio nie cieszył.
- Jest zabawna i dość ruchliwa- Stwierdzam biorąc w palce sporą jeżynę.
- Jest szalona! Czasem naprawdę ciężko z nią wytrzymać.-Również wyciąga rękę w kierunku kobiałki.
- Wolisz maliny czy jeżyny? - Pytam.
- Maliny, a ty?
- Jeżyny.

5 komentarzy:

  1. No to ja może dzisiaj zacznę od tej przyjemnej części, coby nie było, że przyszłam tu ponarzekać :D
    Podoba mi się wprowadzenie proroctwa w fabułę. To otwiera Ci drzwi do akcji, której potrzeba właśnie mniej więcej w 6~15 rozdziale. Jeszcze w sumie zależy ile ich planujesz :D
    Myślałam na początku, że nasz wilczek będzie kręcił z duchem lasu, ale widać moje przypuszczenia co do postaci męskiej były złe. Przyzwyczajenie z koreańskich seriali, że dwie pierwsze ukazane osoby się będą kochać. No cóż :D
    Bardzo mi tez się podoba fakt, że postać męska nie jest przesadnie idealna. To pozwala puścić wodze wyobraźni, jednocześnie nakładając granice tak, aby postać była pokazana tak, jak autor tego chce. Plus dla Ciebie, wady są piękne <3
    Co do wiedźmy... Babuszka wprowadziła efekt grozy, przedstawiłaś ją ładnie i mam nadzieję, że jej siostrzyczka jeszcze nabałagani, coby bohaterowie mogli się wykazać :D
    Dobra robota z rozdziałem, popracowałabym tylko nad opisem wyglądu otoczenia, żeby w opowiadaniu pojawiła się nutka trójwymiarowości. Ale to przyjdzie chyba z czasem ^_^ Trzymam kciuki.

    No i teraz część z błędami. Nie ma fabularnych czy karcących, proste rzeczy, które przez przypadek mogłaś ominąć przy pisaniu. A więc:
    "Ale to nie są tylko zwykłe zioła, są tu też takie, o których żaden istnieniu żaden człowiek nie ma pojęcia." - Jedno "żaden" Ci się wepchało tam gdzie nie trzeba.
    "W odpowiedzi na krzyki daniela po lewej stronie dało się słyszeć chrobotanie." - Imię z dużej literki.
    "Patrzy na mnie wzrokiem który aż krzyczy : Wiem, że kłamiesz." - Usunąć spację pomiędzy krzyczy a dwukropkiem.
    "A ty wilku nie bój się, należymy do tej samej armii !" - Tak jak wyżej... spacja przez wykrzyknikiem.


    No to chyba tyle z mojej strony. Pozdrawiam, całuję i czekam na kolejny rozdział. Alexis z DD

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za opinię i zwrócenie uwagi na błędy, szczerze powiedziawszy miałam spory problem z tym rozdziałem, kasowałam całość lub sporą część chyba z 4 razy. Ale teraz mogę bez zbytnich trudności kontynuować, bo mam już mniej więcej pomysł na dalszy rozwój akcji :) Postaram się zwrócić uwagę na otoczenie, do tej pory skupiałam się faktycznie raczej na uczuciach i bohaterach. Ja również czekam na twój kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Z każdym rozdzialem co bardziej mi się podoba twoje opowiadanie. Czekam na kolejny!! ;))

    OdpowiedzUsuń
  4. Miło mi, że mam taką wierną czytelniczkę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam serdecznie na kolejny rozdział DD~ :)

    OdpowiedzUsuń