niedziela, 13 września 2015

Wiersz 6. ,,Nie pozwól mi..."

Nie pozwól mi...


Nie pozwól mi rozpłynąć się w mroku,
Bezbarwne palce chwytają twój cień.
Nie mam nic czym mogłabym się ogrzać,
A dziś jest zimny dzień.
Chcę rozpuścić się w twoich dłoniach,
Jak płatek śniegu,
W cieple twoich oczu rozgrzać się.
Więc proszę, nie pozwól mi
Rozpłynąć się w mroku.
Bardzo zimny dziś dzień.

piątek, 31 lipca 2015

Rozdział 13. Jestem zmęczona...

Po przebudzeniu, kiedy poszłam się umyć do jaskiń z wodą stwierdziłam z zaskoczeniem, że farba na mojej twarzy nie jest zmywalna. Teraz już rozumiem jej przeznaczenie, dzięki niej można od razu rozróżnić kto jest z jakiej grupy. Magowie walczący mają kolor niebieski a grupa leczących zielony. Kiedy szłam tutaj, spotkałam Doriana i dowiedziałam się że ze względu na brak czasu, duchy serc lasów postanowiły że zbiorą grupę, złożoną z najpotężniejszych i najstarszych magów, którzy zostaną wysłani z każdego lasu do Pradżungli, czyli czegoś w rodzaju stolicy duchów, przebywa tam najstarsze i najbardziej chronione serce lasu. To bardzo daleko poza terenem naszego kraju. Od nas Wysłane zostaną Zuria, Trian i Odetta. Kiedy zostanie zebrana ta ogromna grupa, odprawią rytuał który zaatakuje każdego ducha i hybrydę i wpoi weń metody walki i posługiwania się czarami. Jest to metoda bardzo ryzykowna i przy tym bolesna, ale to nasza jedyna nadzieja. W normalnym tempie, nigdy nie uda nam się wyszkolić na tyle by wygrać tą wojnę. Zbieranie czarowników z całego świata zajmie dwa tygodnie. To będzie armia tak wielka że zajmą całą dżunglę. Wykonają jeszcze jedną rzecz. Luzie nie mogą nam przeszkadzać w czasie realizacji naszego planu, naszym celem jest by ich wszystkich wprowadzić w stan hibernacji. W znanej mi od dziecka baśni o śpiącej królewnie jednej czarownicy udało się sprowadzić ten stan na cały zamek, wraz z otaczającą go wsią, czyli kilka tysięcy ludzi. Nie dość że ta mistrzyni magii istnieje na prawdę to żyje do tej pory. Biorąc pod uwagę liczbę czarowników, nasz plan może się powieść. Ryzyko jest wielkie, ale jeśli nic nie zrobimy ludzkość zginie z ręki niewidzialnego dla nich wroga. Nie możemy do tego dopuścić. Dzięki mojej dociekliwości dowiedziałam się jakim cudem duchy serc lasów z całego świata są w stanie komunikować się tak szybko i sprawnie. Okazuje się że wykorzystują do tego magię wody, choć nie do końca bo to magia zwierciadeł. Duchy najczęściej wykorzystują taflę wody jako zwierciadło. Patrzę w dół, w wodę w której stoję. Sięga mi do pasa. Jest ciemno, bo jestem głęboko. Żółte paski na mojej twarzy oświetlają mnie lekko i pozwalają bym zobaczyła swoje odbicie . Moje ciało jest gładkie, wszystkie rany zagoiły się i nie ma po nich ani jednego śladu. Patrzę na moją twarz. Nie poznaję się, nigdy nie byłam osobą tryskającą optymizmem ale teraz wyglądam jakby głęboko w mojej czaszce tkwił ogromny zatruty cierń.  Mam wory pod oczami i i zapadnięte policzki. Jestem zmęczona... Świat zaczyna rządzić się całkiem nowym prawem tak nagle... Wszystko pędzi tak potwornie szybko, że wystarczy jedno potknięcie i świat zmieni się w czerwoną plamę... Nabieram powietrza i nurkuję. Farba na twarzy oświetla wodę. Pełno tu glonów i roślin wodnych. Skulam się i pozwalam, bym opadła na dno . Jestem otoczona z każdej strony czernią. Tak tu spokojnie. Woda jest chłodna, chłodzi moje jak zwykle rozpalone ciało. Powinnam iść na śniadanie. Potem czeka nas wykład prowadzony przez Klemensa. W ten sposób poznamy trochę teorii i podstaw. Przez te dwa tygodnie będziemy na przemian uczyć się i sprowadzać kolejnych świeżaków, a potem czeka mnie najpotworniejszy ból przy którym połamane kości są niczym. Magia wwierci mi się w mózg i zapisze na nim dane, których obecność będzie wymuszona. Jak bardzo to może boleć? Brakuje mi powietrza. Wstaję i odpycham się nogami od podłoża. Wypływam na powierzchnię. wychodzę na brzeg z litej skały. Tu dociera trochę światła. Zakładam na mokre ciało ubranie które dostałam od driad które zajmują się naszym oddziałem. Krótkie spodenki i luźna koszulka z szarawego materiału. Teraz nie będę się różnić od reszty. Wszyscy mają taki sam strój, męski różni się tylko tym że spodenki są dłuższe, do kolan. Wspinam się w górę po śliskiej skale wysuwając przy tym nieco moje wilcze pazury. W końcu udaje mi się stanąć przed wyjściem. Moim oczom ukazuje się ogromna kolejka świeżaków którzy patrzą na mnie nienawistnym wzrokiem. No tak... Zapomniałam. Uśmiecham się szeroko i psim zwyczajem otrzepuję się strącając wodę z moich ociekających włosów i ogona w prost na stojące przede mną osoby. Jestem wredna i złośliwa z natury, a z naturą się nie walczy. Moje zachowanie nie pozostało bez odpowiedzi, bo od razu podniosły się jęki i skargi ochlapanych, ale po mojej wczorajszej walce z entem nikt nie odważy się do mnie wystartować.
- Pogięło cię! - no tak, może z jednym wyjątkiem. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na stojącego drugiego w kolejce Tymona.
- Przepraszam, nie zauważyłam cię - chyba nie specjalnie obchodzą go moje przeprosiny, trzyma głowę wysoko i wygląda na obrażonego.
- Pomyśl czasem, zanim coś zrobisz! - dopiero teraz zwróciłam uwagę na to jak wygląda. Przypomniało mi się moje odbicie w wodzie. Patrzę na niego z troską. Następny już wszedł do groty, więc mamy trochę czasu zanim wyjdzie.
- Wszystko ok? - Pytam chwytając go za ramię. Patrzę mu prosto w oczy, ze mną może porozmawiać.
- No wiesz... Ostatnio nie jest zbyt różowo... Przecież wiesz.- Patrzy w dół ale i tak widzę ten dziwny wyraz twarzy i smutek w oczach.
- Ale oprócz tego wszystko gra. Jestem tylko zmęczony. - Patrzy na mnie. Faktycznie, to ten sam czarny kot co na samym początku. Tylko wiele przeszedł.
- To dobrze. - uśmiecham się.
- Ale pamiętaj, jak by co, to wiesz gdzie mnie szukać. - To mówiąc czochram jego czarne, zakurzone włosy. Jego szare oczy zaopatrzone w wachlarz długich rzęs patrzą na mnie ze zdziwieniem. Uśmiecha się.
- Ok. - Po jego uśmiechu nawet człowiek mógłby poznać że jest kotem. Odruchowo zamyka przy tym oczy a jego twarz przybiera wyraz pyska nagrzanego słońcem, szczęśliwego dachowca. Odwzajemniam uśmiech i odchodzę w kierunku "stołówki" która powstała chyba wczorajszego dnia gdy my spaliśmy w najlepsze. Na wydeptanej trawie poustawiane są drewniane stoły na których leży jedzenie. Nie ma przy nich miejsca żeby usiąść, bo byśmy się zwyczajnie nie zmieścili. Widzę grupki osób i pojedyncze jednostki siedzące na trawie. Rozglądam się odruchowo. Kogo ja szukam?
- Tori!- o wilku mowa. Odwracam się w kierunku z którego dobiega głos Daniela. Ma na sobie "mundurek" który wisi na nim niemiłosiernie jak zresztą wszystkie ubrania. Ma mokre włosy. Pewnie był już w jednej z jaskiń z wodą. Biegnie w moim kierunku z uśmiechem . W ręce ściska grzebień.
- Wypadł ci kiedy brałaś ubrania rano. - Biorę od niego grzebień. Faktycznie muszę teraz wyglądać jak kupka nieszczęścia .
- Dzięki. - Bez zastanowienia podnoszę drewniany przyrząd, wbijam we włosy i silnym szarpnięciem próbuję je rozplątać.
- Ał!- to nie był dobry pomysł. Puszczam grzebień, który zostaje w zbitych w wielki kołtun kosmykach.
- Hahahahaha!- Daniel parsknął śmiechem.
- Mogę?- pyta wskazując palcem na moją głowę.
- Mhm.- Spuszczam głowę z rezygnacją. Siadamy na ziemi tam gdzie staliśmy i Daniel bierze się za swoją misję nie możliwą. Jest zaskakująco delikatny. To przyjemne uczucie gdy dotyka moich włosów... Zaczynam robić się senna. Jestem taka zmęczona... Te chude palce gładzące delikatnie moją głowę sprawiają że czuję się lepiej. Jak dobrze że go mam.

czwartek, 30 lipca 2015

Leśne wędrówki.

Posty zatytułowane : Leśne wędrówki, będą zawierać zdjęcia które zrobiłam przy okazji spacerów po lesie :)





piątek, 24 lipca 2015

Rozdział 12. Mój jedyny świat.

Duchy i hybrydy tworzą duży zwarty krąg. Stoję w samym jego środku. Widzę Zurię. Trzyma woreczek z dobrze mi znanym błękitnym proszkiem. Rozsypuje go tworząc linę jakieś pół metra od zgromadzonych . Tworzy barierę. Powietrze huczy od bębnów. Ściskam mocno noże które zabrałam ze sterty z bronią. Z tłumu wystąpił ent. Nic dziwnego, że go wybrali, można na nim pokazać umiejętności i wykonać "śmiertelny" cios, jednocześnie pozostawiając enta przy życiu, nożem za pewne ledwo go drasnę. Bębny milkną. Dorian porozumiewawczo spogląda na enta. W chwili w której Zuria zamyka krąg, z błękitnego kręgu w powietrze wzbijają się miliony rubinowych iskier. Bębny powracają ze zdwojoną siłą. Widzę Daniela w tłumie. Nasze oczy się spotykają. Czuję jakby był tuż obok mnie. Ent zbliża się. Jego ruchy są tak ociężałe i powolne jak się tego spodziewałam. Jedna ręka zaopatrzona jest w pnącza. Jeśli mam wygrać muszę je odciąć zanim mnie złapią i przygwożdżą do ziemi. Ryk Doriana, a zaraz za nim innych. To sygnał do walki. Mój ogon zamiata ziemię długimi mocnymi machnięciami. Uszy przywierają mi płasko do czaszki. Czuję jak serce przyspiesza a mięśnie spinają się.
- No dawaj! na co czekasz! - Krzyczę do mojego sześciokrotnie większego niż ja przeciwnika. Odpowiedź przyszła szybko w postaci niskiego, mrożącego krew w żyłach pomruku. Ruszył... Ziemia pode mną trzęsie się z każdym zetknięciem się jego " nóg" z ziemią.  Dzielą nas jakieś cztery metry. Pnącza z lewej kończyny pędzą prosto w moim kierunku. Uchylam się. Rośliny nie znalazłszy oporu wbijają się z potężnym uderzeniem w ziemię. Natychmiast wykorzystuję ten moment i dwoma silnymi ciosami odcinam sporą część pnączy, Ryk enta. Druga ręka chce mnie zmiażdżyć. Kolejny unik. Kolejny atak pnączy z drugiej strony. odbijam się od ziemi i wskakuję na tkwiącą wciąż w ziemi rękę. Wbijam noże i pazury u stup w pień i z zabójczą prędkością wspinam się zmierzając do wielkiego łba. Tym razem atakują mnie obie ręce . Skaczę. Przy piersi jest liana z głowy. Puszczam jeden nóż, łapię ją i siłą rozpędu przelatuję popod jego ręką. Puszczam pnącze. Obrót w powietrzu i ląduję przy samej szyi. W moim kierunku pędzą liany, na szczęście są za krótkie, żeby dorwać mnie zanim wykonam ostateczny ruch. łapię nóż w obie ręce i rycząc wściekle wbijam nóż w tył szyi pomagając sobie przy tym całym ciałem. Zatrzymał się. Wie że przegrał. Czuję że tracę grunt pod nogami. Zeskakuję na ziemię robiąc przy tym efektowne salto.  Padł na kolana, żeby reszta widziała kto zwyciężył. Moja pierś z zawrotną prędkością unosi się i opada. Dopiero teraz gdy w powietrze wzbiły się setki głosów zauważyłam jaka cisza towarzyszyła mi w ostatnich chwilach walki. Do enta od razu podbiegają fauny i wodniczki i zaczynają leczyć rany.
- Spisałaś się - słyszę ciepły głos Daniela tuż przy mnie. Momentalnie odwracam się żeby rzucić mu się na szyję, ale ku mojemu zaskoczeniu jestem sama... On co prawda jest za mną, ale stoi tam gdzie stał, jakieś dziesięć metrów ode mnie... Co jest grane...
Nagle tłum milknie. Podszedł do mnie Dorian wraz z Klemensem. Półelf Zamoczył palce w trzymanej przez niego misie z żółtą, fosforyzującą farbą, po czym przejechał mi dwoma palcami od czoła przez całą twarz, aż do samej brody. Dorian patrzy na mnie swoim dawnym wzrokiem, uśmiecha się. Chwyta moją rękę i podnosi ją do góry.
- Oto Wiktoria! Pierwsza wojowniczka serca!- I znowu krzyki tłumu. Klemens chwyta mnie za ramię i prowadzi do głazu na którym stał wcześniej. Nie wiem czemu stoję tam razem z nimi, czemu zostałam w taki sposób wyróżniona. Musiałam dobrze się spisać. Teraz nikt już nie wywołuje kadetów. Są wypychani na środek  po kolei. W wielu przypadkach do walki wcale nie dochodzi, wtedy przydzielani są do magii leczniczej . Ci którzy próbują używać magi, o której istnieniu musieli zostać wcześniej powiadomieni, idą do Odetty. Hybrydy podejmujące walkę bronią idą do mojego oddziału. Tym którzy zostali przemienieni najwcześniej idzie najlepiej, bo w końcu potrzeba trochę czasu żeby oswoić się z nowym ciałem. Mimo tego wiele z nich instynktownie wywalczyło zwycięstwo. Przeciwników Dorian dobrał odpowiednio, w większości przypadków były to stworzenia średniej wielkości. Tylko mnie raczył obdarzyć entem. Daniel dostał Kamiennego Gryfa, walka była dość spektakularna. Wygrał rąbiąc swoim dwuręcznym mieczem w kark stwora. Oczywiście nic mu się nie stało, bo przeciwników nie dało się zabić bronią którą wybieraliśmy. Kiedy powiedziałam w myślach : ,,Brawo " patrząc na Daniela, odwrócił się w moim kierunku. Chyba umiemy się ze sobą komunikować poprzez myśli. Teraz stoi koło mnie. Żółta farba rozświetla jego twarz i odbija złote refleksy w jego wielkich, brązowych oczach. Uśmiecha się. Odwzajemniam uśmiech i ściskam mocniej jego rękę. Choć cały świat stanął na głowie a ja stałam się żołnierzem który zostanie wkrótce wysłany do innego świata, to cały czas czuję że i tak kluczowym elementem jest Daniel. A umiejętność przesyłania myśli  nie pojawiła się bez powodu. Muszę się dowiedzieć o co w tym chodzi, jaki rodzaj magi powstał między nami.






Już koniec rekrutacji. Za chwilę południe. Wszyscy są porządnie zmęczeni. Idziemy spać do jaskini przydzielonej naszemu oddziałowi. Jak zwykle jestem blisko Daniela. W okół nas są sami młodzi. Dorian tłumaczył mam wcześniej, że nie możemy wybierać dojrzałych fizycznie, bo wtedy magia nie wniknie w ludzkie ciało z łatwością, a może się nawet zdarzyć że organizm odrzuci magię i wtedy człowiek prawdopodobnie umrze. Jedna z wodniczek przekonała się o tym na własnej skórze kiedy przyprowadziła do Doriana dwudziestoparolatka, który niestety nie przeżył, co prawda jest kilku starszych ale musieli długo cierpieć zanim doszło do właściwego połączenia. W związku z wiekiem otaczających mnie hybryd czuję się trochę jak w szkole. Tylko tutaj nie muszę niczego ukrywać. Nareszcie pasuję do otoczenia. Chyba to od zawsze był mój jedyny świat. Ciekawe czy rodzice zauważyli że zniknęłam. Szkoda że nie miałam szansy się z nimi pożegnać . Choć w sumie w całym moim życiu rzadko kiedy ich widywałam. Nie poczują że zniknęłam. Ja pewnie też nie będę za nimi tęsknić, ale postaram się żeby nic im nie groziło. Uratuję ich i cały ten świat, choćby za morze mojej wilczej krwi.

Wiersz 5. ,, Szkło skryte pod żelazem"

Szkło skryte pod żelazem


Człowiek oprawił szklaną kulę w pancerz żelazny,
Kazał być silną, kazał być twardą,
Bo świat nie był przyjazny.
Chciał by się jej żyło łatwo,
Więc ukrył całą jej kruchość
Pod zbroją gładką i czarną.
Wszyscy myśleli że jest z żelaza,
Nikt nie był delikatny,
A przecież środek dalej był szklany.
Rozsypał się w proch marny.
Takim sposobem człowiek nie mądry
Zakończył żywot swej szklanej kuli
Pozostawiając po niej wspomnienie
Na dnie żelaznej, czarnej skorupy.

sobota, 27 czerwca 2015

Rozdział 11. Wybierz broń.

Znalazłam. Samotna dziewczyna czytająca książkę w ogrodzie na skraju miasta. Zielone oczy wlepiła uparcie w pożółkłe strony. Rude włosy spadają jej na piegowate policzki Wychodzę zza drzew ubrana w migoczącą hipnotycznie  pelerynę. Widzi mnie. Omamiona czarem zaklętym w tkaninie, wstaje bezwiednie upuszczając swoją lekturę na trawę. Teraz wystarczy że spojrzę jej w oczy. Złapana. Odwracam się i idę w kierunku lasu. Nie muszę się odwracać. Słyszę że idzie za mną. Bezbronna, bezwładna podąża za potworem, który odbierze jej całe dotychczasowe życie. Uczucie pogardy dla samej siebie wzrasta we mnie z każdą chwilą, ale wiem że muszę to robić. Gdyby nie ta łapanka, za jakiś czas na ziemi nie byłoby już ani jednego człowieka. Jesteśmy już blisko wyznaczonego miejsca. Czuję że Dorian jest blisko. Widzę go stoi jak kamienny posąg, pozbawiony jakichkolwiek emocji. Dziewczyna ciężko oddycha, droga przez las zmęczyła ją. Wyciągam rękę w jej kierunku. Chwyta ją swoimi miękkimi, delikatnymi palcami. Prowadzę ją prosto do Ducha Serca Lasu. Nic nie mówimy. Słowa zerwały by hipnozę. Ustawiam ją przed Dorianem. Gestem ręki każę jej zostać w miejscu. Ochodzę kawałek, wchodzę do kręgu z błękitnego piasku. To tarcza, ochroni mnie przed uderzeniem energii które zaraz nastąpi. Rudowłosa patrzy na mnie otępiałym wzrokiem.
Ręka Doriana zbliża się do jej czoła. Nie chcę żeby ocknęła się dopiero po przemianie.
- Przepraszam...- Wraz z wyszeptanym przeze mnie słowem, zielone oczy odzyskują trzeźwość. Przez ułamek sekundy widzę w nich zaskoczenie. Wybuch. Światło, wiatr, i ogromna ilość energii uwolniona z dwóch postaci. Z miejsca gdzie Dorian dotknął czoła dziewczyny rozchodzą się złote nici magii wchodzącej do jej żył. Ten sam schemat. Widzi fauna, unosi się nad ziemią transformując. Tym razem pojawił się lisi ogon i uszy. Lisoskórej jeszcze nie było, do tej pory pojawiały się tylko półelfy, najczęściej spotykane wśród hybryd pół magicznych. Ja przyprowadziłam tutaj już siedmiu. Nie tracimy czasu, zaczęliśmy praktycznie od razu. Biorąc pod uwagę jak wielu ich potrzebujemy, łapanka potrwa jeszcze pewnie z tydzień. Ruda leży na ziemi. Już po wszystkim. Jest obolała i zdezorientowana. Grupka wyznaczonych nimf i faunów otacza ją. Kładą ją na nosze puki jeszcze jest ogłuszona. Muszą odtransportować ją do jaskini z innymi świeżakami. Kiedy zacznie trzeźwo myśleć, będzie panikować. Oddział Zurii zajmuje się uspakajaniem i tłumaczeniem wszystkiego. Łącznie mamy już ich około setki. Dorian zarządził, że najpierw oswoimy tą grupę, żeby później pomogła nam w dalszym naborze do oddziałów. Wtedy pójdzie nam o wiele szybciej. Wybrana grupa duchów i ,, nowych'' zostanie skierowana na treningi już wcześniej. Żeby to określić każdy z nas zostanie przetestowany i przydzielony do odpowiedniej grupy. Ceremonia przydziału zacznie się dziś o północy. Jest dopiero wieczór, muszę iść po następnych.






Wielkie ognisko zalewa czerwonym światłem całą polanę. Otaczające ją drzewa rzucają złowrogie, głębokie cienie. To nie do pomyślenia, że to ta sama polana, a której niedawno było tak jasno i radośnie. Na trawie widać jeszcze plamy krwi, przypominające o niedawnej obecności duchów z Drugiej Strony. Wszystko zatonęło w szkarłacie. Stoję w szeregu pomiędzy duchami i przerażonymi hybrydami. Koło mnie stoi Daniel. Ściska moją dłoń. Nie wiemy co dla nas przygotowali i jaką próbę będziemy musieli przejść. Od momentu przemiany rudej, przyprowadziłam do Doriana jeszcze dwudziestkę nieszczęśników. Widzę ich w otaczającym nie tłumie. Wszyscy bardzo się boją. Bębny. Wchodzi Dorian wraz z Wiolą, Klemensem i Odettą. Wszyscy oprócz fauna trzymają po jednej misce wypełnionej fluoryzującą farbą. Cała czwórka staje na przygotowanych wcześniej kamiennych podestach. Gest dłoni Doriana. Zza szeregu wychodzi centaur z wielkim pakunkiem w umięśnionych rękach. Kładzie go na ziemi przed podestami i rozwija czarną tkaninę. Oczom tłumu ukazują się : dwa norze, dwuręczny miecz, topór, młot, fiolka z płynną magią ognia, drewniana laska magiczna, oraz woreczek z świecącą na zielono zawartością nieznanego pochodzenia. Bębny. Dorian prostuje się i krzyczy:
- Zaczynamy przydział! Wiktoria! - patrzy na mnie. W brązowych oczach dostrzegam prośbę o wybaczenie. Daniel ściska mocno moją dłoń. Patrzę na niego i wzrokiem daję mu do zrozumienia, że wszystko jest dobrze, dam radę. Dorian woła mnie ponownie.
- Wiktoria! Wystąp! Będziesz pierwsza. Wybierz broń.

poniedziałek, 4 maja 2015

Wiersz 4. ,, Syriusz "

Syriusz

Dziś widać gwiazdy.
W to samo niebo patrzą
Połówki jednej duszy spłoszonej,
Co błądzi smętnie strasznie rozdarta
Na dwóch biegunach granic.
Widzisz Syriusza?
On gore w barwach jak nocne słońce.
Niech będzie naszym symbolem,
Bo gdy połówki duszy naszej
Złączy na powrót ręka Boga,
To serce z sercem w jedno się scali, 
Zrodzi się więź większa od tęsknoty
I Syriusz zblednie przy tym co powstanie,
Przy duszy pełnej i szczęściem spojonej.

czwartek, 19 lutego 2015

Rozdział 10. Nie damy się zabić!

Siedzę z Danielem w dużej jaskini należącej do Zurii. To coś w rodzaju szpitala. Pełno tu półek skalnych usłanych mchem. Jest mnóstwo rannych. Pozostałe przy życiu wodniczki się przy nich uwijają, mamrocząc pod nosem zaklęcia. Dwie z nich zszywają mi i Danielowi rany. Zuria zarządza wszystkim, obserwując wszystko swoimi białymi oczyma. Wcześniej Dorian wytłumaczył nam jakim cudem ja i Daniel wciąż żyjemy. Okazało się, że wszyscy ludzie zostali obdarzeni z pierwotnego powodu, którym była obrona ducha lasu. Duchy są w porównaniu z nami bardzo słabe. Ich, ciało, krew, kości powstały z magii, tym samym nie są zbyt trwałe. Za to ciało ludzkie nie ma z magią nic wspólnego. Podczas przemiany do trwałego ciała dodawana jest magia z ciała duchów. Tworzy się wtedy niesamowita moc. Magia wiąże się z niezwykłymi umiejętnościami, w połączeniu z trwałością powstaje monstrum stworzone do walki. To właśnie dla tego armia każdego lasu składa się głównie z hybryd ludzi i duchów. Jesteśmy maszynami do zabijania. Nawet Tymon który siedzi teraz niedaleko na jednej ze skalnych półek zabił kilka duchów. Te szeroko otwarte oczy... Daniel i ja też mamy takie. Kiedy dowiadujesz się, że ten wspaniały dar nie koniecznie był darem... Zostaliśmy oszukani, wykorzystani. To boli jak diabli. Nie mniej jak moje zszywane ramię. Wodniczka wbija igłę bardzo głęboko. Z pomiędzy zębów wyrywa mi się syk.
- Wybacz, rana jest głęboka, a przy wilczoskórych magia nie wystarczy- Zielonkawe usta wyginają się w delikatnym uśmiechu.Czuję jak Daniel chwyta mnie za rękę. Odwzajemniam uścisk i patrzę na niego ze smutkiem. Nasze spojrzenia się splatają.  Jakbym patrzyła w lustro, na jego twarzy są wszystkie moje emocje. Wzdycham.
- Nie mogę uwierzyć, że Lili nie żyje... - Wyrwało mi się. Głos mi drży. Znałam ją tak krótko, ale fakt że już jej nie ma obciąża mi serce jak wielki worek cementu. Daniel milczy, w jego oczach widzę współczucie.
- To była twoja przyjaciółka?- Nie wiem jak mu odpowiedzieć. Ledwie się znałyśmy, ale mimo to..
- Tak...- I znowu głos drży, muszę się uspokoić. Rozpaczanie nic teraz nie da.
-To jej siostra? - Wskazał ruchem głowy w kierunku jednej z półek, na której siedziała Raira.
- Tak...- Koło niej była Trian, dawała jej wody, ale ta wypływała z jej ust z powrotem do glinianej miski. Nawet nie drgnęła. Patrzyła w przestrzeń, całkiem jakby była gdzie indziej.
- Biedna...- Słowa Daniela jak zwykle były odzwierciedleniem moich myśli. Nasze pielęgniarki, skończyły swoją robotę zalewając nasze rany świętą wodą i odeszły.
- Ała, piecze... Co to? - Spytał usiłując zignorować szczypanie.
- To święta woda, woda nad którą odmówiono odpowiednie zaklęcie. To coś w rodzaju tutejszego spirytusu do odkażania, tylko dużo skuteczniejsze.- Spojrzałam na jego odsłonięty tors. Na piersi miał długą, płytka ranę. Podobne dwie były na jego brzuchu i ramieniu. Trzy razy otarł się o śmierć. On też przygląda się moim pamiątkom po walce. Mam głęboką ranę na przedramieniu i mnóstwo zadrapań na twarzy, szyi i rękach.
- Nie przejmuj się, za kilka godzin nie będzie śladu. - Mówiąc przejeżdżam delikatnie palcem po pięknie kontrastującej z jego skórą, czerwonej linii na piersi.
- Nawet po tym? - Dotyka opuszkami palców moje ramię.
- Zwłaszcza po tym, jestem wilkiem, regeneruję się jeszcze szybciej od ciebie. - Uśmiecha się.
- To dobrze. - Patrzę w te hipnotyzujące oczy i mimo wszystko muszę przyznać, że jestem szczęśliwa, że tutaj jest. Nasze przeznaczenie jest bardzo wyraźnie pokazane, od samego początku. Gdy jestem przy nim nie jestem bezpieczna, pod żadnym pozorem, ale czuję się jakby nic mi nie mogło się stać. Do naszych uszu dobiega szum poruszenia. Kątem oka dostrzegam ruch. Odwracam głowę. To Dorian wszedł do jaskini...  Dźwięk rogu. Fala duchów schodzących się wokół. Chyba przyszli wszyscy pozostali przy życiu. Koło Doriana stoją dwa elfy. Kobieta i mężczyzna, o bardzo jasnych, długich włosach i błękitnych, przenikliwych oczach. To nie kwiatowe elfy, to hybrydy, pół ludzie. Z boku widzę też Odettę. Wszyscy są poważni.
- Słuchajcie! - Daniel wspina się na spory kamień . Będzie przemawiał.
- W związku z zaistniałą niedawno sytuacją wynikają pewne komplikacje. Jak wszyscy wiecie, zostaliśmy zaatakowani przez duchy z Drugiej Strony. Dostałem informacje, że nie był to atak jednorazowy. Król mroku wydał rozkaz zlikwidowania wszystkich duchów pozostałych w tym świecie. Dziś miała miejsce mała próba. Po zlikwidowaniu nas, chcą pozbyć się wszystkich ludzi.Jednym słowem od teraz... Trwa otwarta wojna. Wszyscy zostaną przydzieleni do odpowiednich grup i przejdą szkolenie. Naszym planem jest dostanie się do stolicy Arrnar i zlikwidowanie króla mroku. Jeśli to się nie uda, wszyscy zginiemy. - Nie... To nie możliwe... Nie... Serce z łomotem uderza o moje żebra. Patrzę na Daniela, a on na mnie. chwytamy się mocno nawzajem i przyciągamy do siebie. Jakby chcąc zatrzymać się przy sobie. Wojna... Śmierć... Kolejni zabici przez nas... Nie chcę...
- Musimy zwerbować więcej zwierzoskórych! Wszystkie hybrydy mają za zadanie iść do miasta ludzi, wybrać odpowiednich i przyprowadzić do mnie. - Jego głos jest taki zimny. Tak do niego nie podobny... I w dodatku teraz to ja muszę być tą, która skarze na śmierć niewinnych... Niby jak mam wybrać... Jak wybrać kto pójdzie na śmierć...
- Żołnierze wroga ścieli bardzo dużo starych drzew, prawdopodobnie szukali serca lasu. Na szczęście nie spodziewali się, że jest ono tak młode. Niestety wiele lasów nie miało tyle szczęścia... Mamy od tej chwili miesiąc, na ukrycie serca lasu i przygotowanie się do walki. Zaczynamy jutro. Kierować wszystkim będą Wiola i Klemens wraz z Odettą, będą oni przewodzić trzema grupami. - Mówiąc wskazał dłonią na elfy i babcię Daniela.
- Pierwsza grupa, to grupa magów walczących, przewodzić nią będzie Odetta. - Wiedźma wspięła się na kamień i skłoniła lekko.
- Druga grupa, to magowie uzdrawiający, dowodzi jej Wiola - Teraz na skale stanęła elfka.
- I ostatnia, najważniejsza i najsilniejsza, czyli żołnierze serca, posługujący się siłą ciała i bronią. Przewodzi jej Klemens.- Patrząc na dobrze zbudowanego elfoskórego wiem już, że będę w jego grupie. Razem z Danielem.
- W brew pozorom jesteśmy silni, a przede wszystkim wytrzymali. Wierzę w nasze zwycięstwo. Wierzę w nas... Będziemy walczyć do ostatniej kropli krwi. Za nas. Za ludzi. Za ten świat. Za przetrwanie. I wiem... Wiem bo was znam... Wiem, że nie damy się zabić!- To koniec przemówienia.  Słyszę pisk. To jedna z driad z uniesioną głową wydaje z siebie ten dźwięk. ma splecione palce obu dłoni i przyciska je do piersi. Teraz kolejne. Ryki i wycia dołączają niej. Ja też podnoszę głowę. Wyję. Daniel mnie naśladuję. Ryk jelenia splótł się z wyciem wilka. W powietrzu unosi się harmonia długich, silnych dźwięków pełnych smutku i sprzeciwu. Płaczące oczy płoną. Nie damy się zabić, a ja zdecydowanie i niezaprzeczalnie nie dam zabić JEGO.