czwartek, 19 lutego 2015

Rozdział 10. Nie damy się zabić!

Siedzę z Danielem w dużej jaskini należącej do Zurii. To coś w rodzaju szpitala. Pełno tu półek skalnych usłanych mchem. Jest mnóstwo rannych. Pozostałe przy życiu wodniczki się przy nich uwijają, mamrocząc pod nosem zaklęcia. Dwie z nich zszywają mi i Danielowi rany. Zuria zarządza wszystkim, obserwując wszystko swoimi białymi oczyma. Wcześniej Dorian wytłumaczył nam jakim cudem ja i Daniel wciąż żyjemy. Okazało się, że wszyscy ludzie zostali obdarzeni z pierwotnego powodu, którym była obrona ducha lasu. Duchy są w porównaniu z nami bardzo słabe. Ich, ciało, krew, kości powstały z magii, tym samym nie są zbyt trwałe. Za to ciało ludzkie nie ma z magią nic wspólnego. Podczas przemiany do trwałego ciała dodawana jest magia z ciała duchów. Tworzy się wtedy niesamowita moc. Magia wiąże się z niezwykłymi umiejętnościami, w połączeniu z trwałością powstaje monstrum stworzone do walki. To właśnie dla tego armia każdego lasu składa się głównie z hybryd ludzi i duchów. Jesteśmy maszynami do zabijania. Nawet Tymon który siedzi teraz niedaleko na jednej ze skalnych półek zabił kilka duchów. Te szeroko otwarte oczy... Daniel i ja też mamy takie. Kiedy dowiadujesz się, że ten wspaniały dar nie koniecznie był darem... Zostaliśmy oszukani, wykorzystani. To boli jak diabli. Nie mniej jak moje zszywane ramię. Wodniczka wbija igłę bardzo głęboko. Z pomiędzy zębów wyrywa mi się syk.
- Wybacz, rana jest głęboka, a przy wilczoskórych magia nie wystarczy- Zielonkawe usta wyginają się w delikatnym uśmiechu.Czuję jak Daniel chwyta mnie za rękę. Odwzajemniam uścisk i patrzę na niego ze smutkiem. Nasze spojrzenia się splatają.  Jakbym patrzyła w lustro, na jego twarzy są wszystkie moje emocje. Wzdycham.
- Nie mogę uwierzyć, że Lili nie żyje... - Wyrwało mi się. Głos mi drży. Znałam ją tak krótko, ale fakt że już jej nie ma obciąża mi serce jak wielki worek cementu. Daniel milczy, w jego oczach widzę współczucie.
- To była twoja przyjaciółka?- Nie wiem jak mu odpowiedzieć. Ledwie się znałyśmy, ale mimo to..
- Tak...- I znowu głos drży, muszę się uspokoić. Rozpaczanie nic teraz nie da.
-To jej siostra? - Wskazał ruchem głowy w kierunku jednej z półek, na której siedziała Raira.
- Tak...- Koło niej była Trian, dawała jej wody, ale ta wypływała z jej ust z powrotem do glinianej miski. Nawet nie drgnęła. Patrzyła w przestrzeń, całkiem jakby była gdzie indziej.
- Biedna...- Słowa Daniela jak zwykle były odzwierciedleniem moich myśli. Nasze pielęgniarki, skończyły swoją robotę zalewając nasze rany świętą wodą i odeszły.
- Ała, piecze... Co to? - Spytał usiłując zignorować szczypanie.
- To święta woda, woda nad którą odmówiono odpowiednie zaklęcie. To coś w rodzaju tutejszego spirytusu do odkażania, tylko dużo skuteczniejsze.- Spojrzałam na jego odsłonięty tors. Na piersi miał długą, płytka ranę. Podobne dwie były na jego brzuchu i ramieniu. Trzy razy otarł się o śmierć. On też przygląda się moim pamiątkom po walce. Mam głęboką ranę na przedramieniu i mnóstwo zadrapań na twarzy, szyi i rękach.
- Nie przejmuj się, za kilka godzin nie będzie śladu. - Mówiąc przejeżdżam delikatnie palcem po pięknie kontrastującej z jego skórą, czerwonej linii na piersi.
- Nawet po tym? - Dotyka opuszkami palców moje ramię.
- Zwłaszcza po tym, jestem wilkiem, regeneruję się jeszcze szybciej od ciebie. - Uśmiecha się.
- To dobrze. - Patrzę w te hipnotyzujące oczy i mimo wszystko muszę przyznać, że jestem szczęśliwa, że tutaj jest. Nasze przeznaczenie jest bardzo wyraźnie pokazane, od samego początku. Gdy jestem przy nim nie jestem bezpieczna, pod żadnym pozorem, ale czuję się jakby nic mi nie mogło się stać. Do naszych uszu dobiega szum poruszenia. Kątem oka dostrzegam ruch. Odwracam głowę. To Dorian wszedł do jaskini...  Dźwięk rogu. Fala duchów schodzących się wokół. Chyba przyszli wszyscy pozostali przy życiu. Koło Doriana stoją dwa elfy. Kobieta i mężczyzna, o bardzo jasnych, długich włosach i błękitnych, przenikliwych oczach. To nie kwiatowe elfy, to hybrydy, pół ludzie. Z boku widzę też Odettę. Wszyscy są poważni.
- Słuchajcie! - Daniel wspina się na spory kamień . Będzie przemawiał.
- W związku z zaistniałą niedawno sytuacją wynikają pewne komplikacje. Jak wszyscy wiecie, zostaliśmy zaatakowani przez duchy z Drugiej Strony. Dostałem informacje, że nie był to atak jednorazowy. Król mroku wydał rozkaz zlikwidowania wszystkich duchów pozostałych w tym świecie. Dziś miała miejsce mała próba. Po zlikwidowaniu nas, chcą pozbyć się wszystkich ludzi.Jednym słowem od teraz... Trwa otwarta wojna. Wszyscy zostaną przydzieleni do odpowiednich grup i przejdą szkolenie. Naszym planem jest dostanie się do stolicy Arrnar i zlikwidowanie króla mroku. Jeśli to się nie uda, wszyscy zginiemy. - Nie... To nie możliwe... Nie... Serce z łomotem uderza o moje żebra. Patrzę na Daniela, a on na mnie. chwytamy się mocno nawzajem i przyciągamy do siebie. Jakby chcąc zatrzymać się przy sobie. Wojna... Śmierć... Kolejni zabici przez nas... Nie chcę...
- Musimy zwerbować więcej zwierzoskórych! Wszystkie hybrydy mają za zadanie iść do miasta ludzi, wybrać odpowiednich i przyprowadzić do mnie. - Jego głos jest taki zimny. Tak do niego nie podobny... I w dodatku teraz to ja muszę być tą, która skarze na śmierć niewinnych... Niby jak mam wybrać... Jak wybrać kto pójdzie na śmierć...
- Żołnierze wroga ścieli bardzo dużo starych drzew, prawdopodobnie szukali serca lasu. Na szczęście nie spodziewali się, że jest ono tak młode. Niestety wiele lasów nie miało tyle szczęścia... Mamy od tej chwili miesiąc, na ukrycie serca lasu i przygotowanie się do walki. Zaczynamy jutro. Kierować wszystkim będą Wiola i Klemens wraz z Odettą, będą oni przewodzić trzema grupami. - Mówiąc wskazał dłonią na elfy i babcię Daniela.
- Pierwsza grupa, to grupa magów walczących, przewodzić nią będzie Odetta. - Wiedźma wspięła się na kamień i skłoniła lekko.
- Druga grupa, to magowie uzdrawiający, dowodzi jej Wiola - Teraz na skale stanęła elfka.
- I ostatnia, najważniejsza i najsilniejsza, czyli żołnierze serca, posługujący się siłą ciała i bronią. Przewodzi jej Klemens.- Patrząc na dobrze zbudowanego elfoskórego wiem już, że będę w jego grupie. Razem z Danielem.
- W brew pozorom jesteśmy silni, a przede wszystkim wytrzymali. Wierzę w nasze zwycięstwo. Wierzę w nas... Będziemy walczyć do ostatniej kropli krwi. Za nas. Za ludzi. Za ten świat. Za przetrwanie. I wiem... Wiem bo was znam... Wiem, że nie damy się zabić!- To koniec przemówienia.  Słyszę pisk. To jedna z driad z uniesioną głową wydaje z siebie ten dźwięk. ma splecione palce obu dłoni i przyciska je do piersi. Teraz kolejne. Ryki i wycia dołączają niej. Ja też podnoszę głowę. Wyję. Daniel mnie naśladuję. Ryk jelenia splótł się z wyciem wilka. W powietrzu unosi się harmonia długich, silnych dźwięków pełnych smutku i sprzeciwu. Płaczące oczy płoną. Nie damy się zabić, a ja zdecydowanie i niezaprzeczalnie nie dam zabić JEGO.