poniedziałek, 21 lipca 2014

Rozdział 2. Wojowniczka

Idę polną ścieżką. Są wakacje więc nie muszę przejmować się szkołą. Minęłam już kilku ludzi, a jestem w szczerym polu, po prostu cudownie... Przede mną pierwsze drzewa. Wchodzę do lasu. Wszędzie ścieżki leśne wydeptane przez ludzi. Tu nie mogę czuć się bezpiecznie. Chwila... Czy to... Tak! Po prawej stronie ściany drzew jest ścieżka duchów. Rozpoznaję je po tym że są mało widoczne a rośliny na nich nie są zniszczone. Odgarniam zagradzające mi przejście gałęzie pokryte pachnącymi igłami. O, proszę. I już mnie nie widać. Pospiesznie ściągam moje wysłużone trampki. Skarpetki wpycham do jednego buta po czym chwytam oba w jedną rękę. Teraz czuję je wyraźnie... Tętno tego lasu. Poprzedni wydawał się być cały czas w lekkim uśpieniu. Może to dla tego że był bardzo stary.  Ten jest ewidentnie młodszy. Ziemia jest ciepła. Zdaje się niemal mruczeć, jak wygrzewający się na słońcu kot. Za chwilę spotkam duchy tego lasu... Za chwilę dowiem się czy będę mogła wrócić do mojego świata... Wbijam palce nóg w leśną ściółkę. Las do mnie śpiewa, ale nie znaną mi do tej pory kołysankę, tylko pieśń bojową. Czy jestem gotowa? ... Nie. Spinam mięśnie... Biegnę. Wszystko w okół to teraz tylko rozmazane kształty. Czuję jak słońce prześwitujące przez gałęzie oświetla i głaszcze ciepłym tchnieniem moją sylwetkę. Świat ludzi jest już daleko. Zbliżam się do orianczyków. Czuję ich... Są blisko. Zwalniam, stopniowo się zatrzymując. Drzewa w tym miejscu są wysokie. Na mojej wysokości są tylko grube, nagie pnie. Są tu... Widzę postaci wyglądające zza pni. Patrzą na mnie.Czuję jak uszy opadają coraz niżej, aż w końcu przylegają płasko do głowy. Ogon chowam pod siebie. Boję się. Zadzieram głowę. Z głębi mojej piersi wydobywa się wycie. To wycie, które jest zastąpieniem naszego ludzkiego, przyjacielskiego ,,witajcie" .Wychodzą z ukrycia. Centaury, driady, nimfy. Patrzą na mnie zdziwionym, nieufnym i podejrzliwym wzrokiem. Wszyscy... Zauważam młodego fauna. Jego wielkie, kasztanowe oczy patrzą na mnie przyjaźnie. Ten wzrok jest przepełniony ciepłem i dobrocią.W przeciwieństwie do całej reszty on się mnie nie boi. Brązowe włosy w krętych puklach opadają mu na twarz i muskają odsłonięte ramiona. Z pomiędzy nich wystają podobnie do sarnich, lecz pozbawione futra uszy i świadczące o jego młodym wieku, krótkie, lekko zakrzywione ku górze rogi. Linia futra koloru czekolady oddziela jego nagi, umięśniony tors od owłosionych kozich nóg zakończonych kopytami. Uśmiecha się. Uderza się w pierś i odpowiada wyjąc. Po chwili dołączają do niego inne głosy. Uratował mnie.Witają mnie przyjaźnie.Moje uszy i ogon niemal powróciły do dawnej postaci. Co za ulga, nie wypędzają mnie.
- Jestem Dorian.- Powiedział podchodząc do mnie mój wybawca i wystawił rękę na powitanie. Uścisnęłam ją serdecznie. Na moich ustach pojawił się promienny uśmiech. Już chciałam mu podziękować ale uprzedził mnie pytaniem.
- A ty? Kim jesteś? Zwierzoskóra z tego co widzę.- mówiąc wskazał ruchem głowy na ogon.
- Tak, jestem Wiktoria, wilczoskóra - tak... nazywam się Wiktoria. Nie wiem co chcieli uzyskać rodzice nazywając mnie imieniem po zmarłej babci.
- Wiktoria... stasznie długie imię....- Dorian chwycił palcami swoją kozią bródkę i zmarszczył brwi, jakby intensywnie nad czymś myśląc. Chyba wpadł na coś bo uśmiechnął się zadowolony.
- Tori. Tak znacznie lepiej.- czy on właśnie... Skrócił sobie moje imię. W sumie... Nawet fajnie brzmi. Jest dziwnie otwarty... Gada ze mną jakby znał mnie od wielu lat.
- Aha, zapomniałem o czymś ważnym. Jestem duchem serca tego lasu.- Co?! Jakim cudem? Wytrzeszczyłam oczy nie mogąc pohamować zdziwienia. Serce lasu jest najstarszą częścią lasu, a jego duch jest zawsze równie stary. Zachichotał widząc moją minę.
- Tak ,wiem, nie wyglądam. To trochę skomplikowane. - mina mu zrzedła. A w oczach zobaczyłam smutek.
- Jestem właściwie synem ducha lasu. Moje drzewo jako jedyne wyrosło z nasionka drzewa które było sercem lasu. Kilka dni temu... Zmarło ze starości wraz ze swoim opiekunem... Więc automatycznie moje drzewo zastąpiło poprzednie.
- Ile macie lat? Ty i twoje drzewo?- Może to i bezczelne z mojej strony, ale to bardzo ważne, jeśli jest młode to jest również bardziej delikatne i podatne na wszelkie szkodliwe czynniki. Jeśli są tak młodzi jak wyglądają, cały las musi nieustannie chronić swoje serce, bo w przeciwnym wypadku... wszystko umrze...
- Siedemnaście...- Odpowiedział i spuścił głowę. Widocznie zdaje sobie sprawę ze swojej sytuacji.
- Ilu macie wojowników? Od razu deklaruję swoje chęci do zasilenia waszych szeregów. - mówiąc to grzecznie ukłoniłam się. Wojownicy to tacy jak ja, którzy należą do świata duchów ale są ludźmi, Mogą oni bronić lasu w świecie ludzi. Czemu milczy?... Jest aż tak źle?
- Dwa elfy i jednego kotoskórego....- Tragedia. W sytuacji takiej jak ta potrzeba dziesiątek wojowników.
- Czy pozwolisz mi wstąpić w twoje szeregi i tym samym przyłączysz mnie do twojego terytorium?- to mówiąc spuściłam głowę i klęknęłam przed Dorianem przyciskając pięść do serca. Może i jest młody, ale i tak jest ode mnie starszy i w końcu to wódz.
- Pozwalam- Położył dłoń między moimi uszami. Przeszedł mnie gorący dreszcz. W tej właśnie chwili, oficjalnie przynależę to tego lasu, a moim najświętszym obowiązkiem jest go chronić. Nad moją głową rozległ się ryk. Dorian z zadartą głową ogłaszał moją przynależność. Dołączyły do niego głosy innych. Piski driad i leśnych skrzatów i wróżek. Ryki centaurów, gryfów i faunów. Wycie wodników, entów i strzyg. Okrzyki karłów i troli. Jestem teraz jedną z nich. Bębny. To karły wyciągnęły swoje instrumenty. Jakiś faun chwycił za piszczałkę i zaczął grać skoczną melodię. W powietrzu unosiła się teraz leśna muzyka. Driady biegają jak szalone zbierając chrust na ognisko. Dwa trole niosą wielki kocioł w którym prawdopodobnie będą coś gotować. Czyżby to była ceremonia powitalna? Do mnie podbiegło kilka nimf, kobieta wodnik, strzyga i kobieta faun. Chichocząc zaciągnęły mnie do któregoś z drzew i otworzyły wejście do domu. Domy duchów były ukryte przed ludźmi dzięki magii. Widziałeś pojedyncze, chude drzewko, a kiedy otworzyłeś drzwi rozciągała się przed tobą ogromna sala mieszkalna. Siłą posadziły mnie na jednym z wystających korzeni które służyły za ławy i zaczęły wpinać mi we włosy kwiaty i gałązki.
-Tak strasznie się cieszę że w końcu mogę poznać wilczoskórą!- zaszczebiotała jedna z nimf, ma zielone włosy i w tym samym kolorze, malowidła w kształcie krętych winorośli na całym ciele. Jej jaskrawo błękitne oczy śmieja się do mnie. Przypomina mi roześmianą, małą dziewczynkę.
-Irina! Zachowuj się! Najmocniej za nią przepraszam, jest jak dziecko.-  zgasiła jej zapał kobieta faun. Kiedy tak stoi obok Iriny, wydaje się być potwornie sztywna i poważna. Czerwone włosy kontrastują z jej bardzo jasną skórą. Oczy, jak przystało na fauna ma wielkie i brązowe. Na jej twarzy rozmieszczone są symetryczne , proste wzory, namalowane brązową farbą. Rogi ma prawie do ramion, zakręcone, skierowane ku dołowi. Czarne, tak samo jak skórzany, spłaszczony, sarni nos.
- Weź się tak nie spinaj Trian, bo ci żyłka pęknie!- wtrąciła kąśliwie strzyga. Jej sposób mówienia jest taki, że od razu na myśl przychodzi jak wbija do rozmówcy szereg swoich małych, białych i bardzo ostrych ząbków. Nawet jak na strzygę jest mała. Nie większa od kota. W tej właśnie chwili siedziała mi na ramieniu i uczepiona swoimi bardzo chudymi rączkami moich włosów, wplatała w nie kwiat dzikiej róży. Białe, potargane włosy, stoją jej niemal na sztorc na głowie. Pełno w nich zeschłych liści i gałązek. Skórę ma dosyć ciemną, mocno opaloną i lekko dobrudzoną błotem. Zeskoczyła mi na kolana i wyciągnęła swoją rękę na przywitanie.
- Jestem Taru, miło mi cię poznać- Mówiąc to uśmiechnęła się szeroko, a mówiąc szeroko, mam na myśli dosłowne od ucha do ucha. Strzygi są właśnie w taki uśmiech zawsze zaopatrzone. W jej okrągłych, żółtych, z podłużnymi źrenicami jak u kota oczach paliły się zaczepne iskierki
- Mi również jest miło, jestem Wi... Jestem Tori.- Również wyciągnęłam dłoń a ona chwyciła oburącz jeden z moich palców i potrząsnęła nim energicznie.
- Ja jestem Zuria- Tym razem dłoń do uściskania miała kolor lekko błękitny,a między chudymi palcami wodniczki rozciągała się delikatna i cienka błona. Po zetknięciu z jej skórą mogę śmiało stwierdzić że jest cała mokra, ale to w przypadku wodników dziwne nie jest. Jej oczy są  pokryte błoną ja u ślepców, ale wiem że widzi lepiej ode mnie. Włosy ma białe jak Taru, ale idealnie proste i gładkie. Sine usta rozciągają się w łagodnym uśmiechu. Na jej głowie dostrzegłam piękny wianek z połyskującymi kamykami.
- Masz piękny wianek- powiedziałam niewiele myśląc.
- Och... Dziękuję, ale dzisiaj to ty będziesz miała najładniejszy.
- Tak! Tak! Już my się o to postaramy!
- Zrobimy go z najpiękniejszych kwiatów w lesie!- Krzyknęły dwie pozostałe nimfy. Były niemal identyczne. Jedyną dostrzegalną różnicą były wzory na ich twarzach. Trzy bordowe kreski przypominające zadrapanie. Jedna z nich miała je pionowo pod prawym okiem, a druga pod skosem na lewym policzku. To muszą być duchy bliźniaczych drzew. Mają identyczne, długie, kasztanowe włosy spadające na plecy kaskadą fal. Takie same, szare, roześmiane oczy. Są nawet tego samego wzrostu.  Ich bose stopy aż po kolana pokrywają żywe pnącza.
- Lili i Raira, Ekspertki od upiększania!- Krzyknęły zgodnym chórem i zaśmiały się dźwięcznie. Są zabawne. Cała ta szóstka mnie bawi. Czuję że od tej chwili nasze ścieżki życia będą ze sobą powiązane.
- Gotowe!- krzyknęła Taru.
- Jejku, wyglądasz przepięknie! - dodała Irina.
- Choć! Musisz się zobaczyć!- bliźniaczki popchnęły mnie w kierunku kamiennej misy wypełnionej wodą.
- No już, przejrzyj się.- Zuria wskazała dłonią leśne lustro. Posłusznie spojrzałam w taflę wody. Och...  W moje jasno brązowe włosy, powpinane były kwiaty na wzór wianka. Na pofalowane kosmki, ponakładane były drobne błyszczące kamyczki jak w wianku Zurii. Dwie gałązki przypominające rogi młodego jelonka wystawały mi z nad uszu. Na twarzy czerwoną farbą namalowane miałam po dwa wąskie trójkąty pod każdym okiem. Na dolnej wardze był trójkąt również szpicem w dół który dotykał mojej brody.
- Dziękuje wam. wyglądam jak...
- Arcydzieło- dokończyła Trian - Nasze arcydzieło.


sobota, 19 lipca 2014

Rozdział 1. Leśna córa

Żegnaj. Żegnaj najdroższa mi do tych czas ostojo spokoju. Żegnajcie pachnące ziołami pola. Nie spojrzę już w to samo niebo, z moimi gwiazdami. Żegnaj stara, zgarbiona jabłonko, która tyle razy widziałaś moje łzy. Żegnajcie moje ścieżki, leśne nory... Żegnaj mój świecie. Dzisiaj cię opuszczam, nie z własnej woli, no ale... Nie mam wyjścia. Skończyły się te dni w których to mogłam całymi dniami biegać po lasach i łąkach bez przejmowania się obecnością ludzi. Nie musieć się ukrywać. Dopiero teraz docenię znaczenie tych słów. Oczywiście poza moim małym światem zawsze musiałam uważać. Straszne jest posiadanie tajemnicy tak wielkiej, że za wszelką cenę trzeba ją ukrywać. Przed wszystkimi. Przed rodziną, przyjaciółmi, znajomymi... Przed całym światem. Zaczęło się już gdy miałam dziesięć lat. Od mojej pierwszej samotnej wyprawy do lasu. Gdy po raz pierwszy ciśnienie rozsadzało żyły, a temperatura ciała, w jednej chwili, zmieniała płatki śniegu w parę. Właśnie tutaj pierwszy raz poczułam tętno lasu i zrozumiałam kim jestem. Jest noc, za trzy dni pełnia. Samochód rusza. Nie... Po moim policzku stoczyła się samotna łza. Nie chcę... Pozwólcie mi zostać... Chcę zostać... Mimo, że moje serce wije się z bólu, a całe ciało rwie się do ucieczki, siedzę spokojnie. W gardle uwięziłam rozpaczliwe wycie. Nic nie mogę zrobić. Ostatni raz patrzę na mój świat, który powoli znika mi z przed oczu. Co teraz będzie... Gdzie się schowam... Zakrywam twarz dłońmi. Tłumię łkanie, ale łzy nieubłaganie płyną. Boli...

Szósta rano. Pierwsza noc w nowym domu za mną. Mało spałam. Wszędzie unosi się zapach tynku, gipsu i innych tym podobnych. Pierwszy dzień nowego życia właśnie się rozpoczął. Stawiam stopy na podłodze niezwykle delikatnie i ostrożnie, jakbym stawała na cienki lód. Jeden ruch. Stoję na samych opuszkach, jak to zwykle mam w zwyczaju gdy jestem sama. Pięty nie dotykają zimnych desek koloru czekolady, z którymi kontrastuje moja skóra. Przede mną wisi lustro, sama je wczoraj wieszałam. Moje włosy koloru szaro, koperkowego beżu stoją mi na wszystkie strony. Uszy, stojące zazwyczaj na baczność,również są w nieładzie. W sumie i tak nikt ich nie widzi więc nie muszę nic z nimi robić. Tak dawno nie widziałam swoich ludzkich uszu, że zapomniałam jak z nimi wyglądam. Posiadanie uszu i ogona wilka jest upierdliwe, zwłaszcza ,że może i ich nie widać ale jeśli kogoś chlasnę moją kitą to poczuje. Te części ciała należą do świata duchów i tylko ci którzy są z nim powiązani je widzą. Pamiętam jakby to było dziś, kiedy zobaczyłam swoje odbicie w tafli wody zaraz po obdarzeniu. Taruka śmiał się widząc strach w moich oczach. Stary, dobry Taruka. Tęsknię za nim... Duch serca lasu, starego dębu. Jest wielki, strasznie stary i pomarszczony, ma z jakieś 3 metry wysokości, ale garbi się i jest bardzo chudy. Braki w swoim ciele uzupełnia grubym płaszczem z mchów i trawy. Rośnie na nim pełno kwiatów i grzybów. Uwielbiałam chować się w tym płaszczu i jego długich siwych włosach i brodzie. Patrzył wtedy na mnie tymi swoimi mądrymi szarymi oczami i śmiał się głosem przypominającym trochę trzaski łamanych gałęzi i palącego się na kominku ognia. Jak przystało na leśne licho, ma on w swoim wyglądzie coś dodatkowo dziwnego. Jego twarz i ciało porasta sieć cienkich korzeni. Jedna ręka jest cała zbudowana z gałęzi, funkcjonuje jednak równie dobrze jak moje. Jako dziesięciolatka najbardziej uwielbiałam, gdy na każdym miejscu gdzie postawił swoją bosą, wielką stopę wyrastały rośliny. Kręciło się przy nim zawsze dużo zwierząt, które mogłam karmić i głaskać.To właśnie przez niego zostałam obdarzona... tym. Gdy zapytałam czemu to zrobił, powiedział tylko że zobaczył we mnie ,,to coś". Reszta moich leśnych przyjaciół była mi mniej bliska, ale również ich uwielbiałam. Zamiast z innymi dziećmi przyjaźniłam się z nimfami, wodnikami, karłami, fałnami i całym mnóstwem innych dziwaków. Każdy z nich był duchem lasu. Bywało też tak, że patrzyłam jak jeden z nich umiera. Kiedy część lasu której są opiekunami ginie, oni razem z nią. Pamiętam jak zmarł fałn Irano. Trzymałam jego głowę na kolanach i płakałam. Umarł tylko dlatego, że ludzie wycięli jego część lasu. Nienawidzę ludzi i całego ich wstrętnego świata i chorych pragnień. Nigdy ich nie zrozumiem. Irano nazywał mnie dzieckiem lasu. Lubiłam tą nazwę. W całym lesie znano mnie jako leśną córę. Utożsamiłam  się z tym, w głębi serca czuję jakbym byłam córką lasu, a te uszy i ogon codziennie mi o tym przypominają. Ludzie ich nie widzą, tak samo jak duchów, więc nie mam problemów z ukrywaniem ich. Rodzice każdego dnia widzą moje normalne ludzkie uszy dzięki tej świetnie sprawdzającej się iluzji. Jedyna widzialna zmiana w moim wyglądzie to oczy. Wraz z fazami księżyca z moich normalnych brązowych stają się złote. W związku z tym że za 2 dni pełnia są pomarańczowe. Ale nie tak że rzucają się w oczy, na szczęście. Wyglądają na jasno piwne z odrobiną złotawego połysku. Muszę się ogarnąć i poszukać jakiegoś miejsca gdzie spędzę pełnię.To dla mnie bardzo ważna noc. Raz w miesiącu dzięki mojej przynależności do świata duchów, mogę całkowicie zmienić się w wilka. To niesamowite przeżycie. Kiedy to działo się po raz pierwszy, był ze mną cały las. Wszyscy w pełnię świętują, bo wtedy otwierają się wrota Orian, czyli świata duchów. Kiedyś oba światy, Orian i Nairo, czyli świat duchów i ludzi były jednym, wszystkie istoty żyły w zgodzie i harmonii. Ale potem ludzie zaczęli pragnąć... Siły, Bogactwa, Władzy... Zaczęli przez to robić straszne rzeczy... Robili wszystko, żeby tylko zaspokoić swoje żądze. Wtedy duchy odwróciły się od ludzi i za pomocą swoich mocy rozdzieliły świat na dwie części. Niektóre z nich mimo wszystko pozostały z ludźmi. Kochały ich i pragnęły im służyć pomocą. Lecz niestety... Ludzie coraz więcej pragnąc, mordowali pozostałych z nimi orianczyków. Miłość duchów do ludzi mimo to nie wygasła, stworzyły więc barierę ochronną która czyniła ich niewidzialnymi przed światem Nairo. W każdą pełnię, gdy duchy powracają do ludzi, nie tylko w lasach, ale na całej ziemi, zaczynają dziać się magiczne rzeczy, a bariera niewidzialności nie jest tak szczelna.To za każdym razem najpiękniejsze chwile w życiu, ale.. Co ja teraz z sobą zrobię? Ten las jest mi całkiem obcy, mogę nawet narazić się na ataki ze strony tubylców. Coś czuję że przede mną długa droga do osiągnięcia upragnionej stabilizacji. Dam z siebie wszystko.