środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 3. On

Wczoraj tańczyłam przy ognisku do białego rana, wyjąc i w pełni mogąc być sobą. Dziką sobą. Z tymi malowidłami na twarzy i kwiatami we włosach czułam się jak leśna księżniczka. Kiedy przyszedł czas na tradycyjny taniec przyjęcia, po wykonaniu kilku odpowiednich kroków, Dorian śmiejąc się chwycił mnie za ręce i zaczęliśmy się kręcić w kółko. Wszyscy dookoła klaskali w rytm piszczałki. Na karzdej twarzy malował się szeroki, szczery uśmiech. Ja sama śmiałam się prawie przez całą noc. To taka rekompensata za wszystkie wylane niedawno łzy. Kiedy wróciłam do domu, rodzice trzymali już telefon, w celu zgłoszenia zaginięcia na policję. Na szczęście udało mi się im wcisnąć, że zapisałam się do harcerstwa, mój wygląd mi w tym nieco pomógł.W poprzednim lesie nie uczestniczyłam w takich zabawach, owszem były, ale bardziej dostojne i sztywne. To dzięki Dorianowi cały las aż tętni życiem. Młode serce ożywiło stary leśny organizm. Jest w ogóle niepodobny do Taruki. Znam go tak krótko, a czuję jakby był moim przyjacielem od lat. Nie pozwolę, żeby coś mu się stało. Bez wahania oddałabym za niego życie. Chociaż , w moim przypadku życie nie jest najcenniejszą rzeczą jaką mam. Od wielu lat pragnę umrzeć. Śmierć to jedyny sposób, abym w pełni mogła przynależeć do świata duchów. Wybrane dusze zostają duchami lasu. Rodzą się na nowo, razem z rośliną, bądź rzeczą, którą się opiekują. Ale niestety, nigdy nie są to samobójcy, więc nie mogę przyspieszyć swojej śmierci. W kilku słowach, pragnę umrzeć, żeby zacząć żyć. To dziwne uczucie, tak cierpliwie oczekiwać własnej śmierci. Dobrze wiem, że nie pasuję do tego świata. W szkole zawsze mi dokuczali, a gdy zareagowałam, zaczęli się mnie bać. Znaczy, w podstawówce. W gimnazjum byłam wszystkim obojętna. Kiedy musiałam, rozmawiałam z innymi, bywało nawet całkiem miło, ale cały czas czułam się jak intruz. Bo świat w którym żyję nie jest moim światem. Chcę się od niego oderwać. Uciec. Nie wybrałam szkoły. Nawet nie wiem którą zaznaczyłam. Pod koniec wakacji po prostu zniknę. Przeczekam rok, lub dwa w górach, a potem wrócę do mojego lasu. Będę żyć ukryta. Martwa dla ludzi. Rozmyślając patrzę w lustro. Mama kupiła mi sukienkę na ramiączkach. Całą białą, nad kolano. Uszytą jakby z mgły. Piękny materiał. Przylega do piersi i brzucha, a od bioder w dół rozszerza się. Naprawdę mi się podoba. To w niej ucieknę. Tak, zdecydowanie w niej. Ciekawe czy rodzice będą za mną tęsknić? I tak widujemy się tylko wieczorami i to nie codziennie. Pracują. Pensja choć bardzo wysoka zawsze była dla nich za mała. Cały czas wypruwają sobie żyły żeby tylko mieć... więcej.  Mama uwielbiała mnie stroić. Zawsze mówiła, że to dla mnie tak ciężko pracuje. Tylko że ja nigdy nie chciałam. Nie potrzebowałam. Z ojcem kontaktu nie mam praktycznie wcale. Czy będę za nimi tęsknić?  Nie. No może... Trochę... Zakładam japonki. Dosłownie na sztukę.  Idę poznaną mi wczoraj ścieżką. Znów las wita mnie zapachem żywicy i igieł. Piękna dziś pogoda. Słońce głaszcze swymi gorącymi promieniami świat. Biorę klapki w dłoń i biegnę, ale tym razem skręcam w innym kierunku. Pora trochę pozwiedzać. Wbiegam na leśną polanę. Strumyk. Zatrzymuję się. Siedzi przy nim wodniczka. Patrzy na mnie. Jej zamglone oczy są dziwnie hipnotyzujące. Uśmiecha się i wskazuje dłonią drzewo koło niej. Chyba mam usiąść. Nic nie mówi, ja też nie. U Orianczyków słowa nie zawsze są konieczne. Siadam. Patrzę w górę. Między gałęziami kasztanowca prześwitują promienie słońca. Pięknie. Do moich uszu dobiega wysoki, czysty dźwięk. To wodniczka. Śpiewa, a raczej zawodzi. W tej pieśni nie ma słów. Jest tylko przejrzysty dźwięk i pieszcząca uszy melodia. Uśmiecham się. Opieram się o drzewo. Na odsłoniętych plecach czuję szorstką korę. Tak mi jakoś, dobrze. Piosenka usypia. Zamykam oczy. Czuję słońce tańczące na mojej skórze. Zapadam się w głąb siebie. Mogłabym tak zostać na zawsze. W tym miejscu. Słuchając szumu wody i tej melodii...


Otwieram oczy. O matko! Zasnęłam! Niebo jest już czarne, a jedynym źródłem światła jest księżyc. Zrywam się na równe nogi. Wodniczka uśmiecha się i macha mi. Odpowiadam tym samym. Biegnę, w panice szukając drogi powrotnej. Nie wiem gdzie jestem, rodzice będą wściekli. Widzę światło w oddali. Ludzie! Przyspieszam. W szaleńczym pędzie wybiegam na kolejną leśną polanę. Co jest? Przede mną jest tylko jeden dom. Mały, drewniany. W małych, krzywych oknach świeci się wątłe światło, które dają prawdopodobnie świece. Ściany porasta  winorośl. Wokół niego jest całe mnóstwo kwiatów, a w większości róż, w różnych kolorach i gatunkach. Ich zapach jest upajający. Nad całą polaną unoszą się malutkie, świecące punkciki. To świetliki, są dosłownie wszędzie. To naprawdę piękne miejsce. Pierwszy raz widzę coś takiego. Czyżby mieszkał tu jakiś samotny człowiek? Nieważne! Teraz muszę szybko wrócić do domu!
- Przepraszam, zgubiłaś się?- Rozległ się za mną głos. Cała podskoczyłam i odwróciłam się na pięcie. Kto to?! Co do cholery człowiek robi o tej porze w lesie ?! Zaraz się dowie, co ja o nim myślę! Widzę drania. Osobą która mnie wystraszyła jest chłopak w moim wieku. Jest bardzo wątłej budowy. Niebieska koszula wisi na nim jak na wieszaku. Jego jasna skóra w świetle księżyca wydaje się być niemal biała. Kasztanowe włosy porusza delikatny wiatr. Jego oczy...
BUM-BUM...
Jego wielkie brązowe oczy wpatrują się we mnie...
BUM-BUM...
Zamarłam... Co jest grane?... Czemu nie mogę wydobyć z siebie słowa?... Czemu on tak na mnie patrzy?!...
BUM-BUM... BUM-BUM...BUM-BUM...
I co to za palpitacje serca?... Ten łagodny wzrok... Dwa wielkie, brązowe koraliki... Jak jeziora, w których właśnie tonę... Chcę... Chcę dotknąć jego twarzy... Tej papierowej twarzy... Tych bladych pełnych ust... Wygląda jakby chciał coś powiedzieć, ale milczy. Po prostu patrzy... Uwięził mnie...W swoich oczach... Czuję jakbyśmy byli gdzie indziej, całkiem sami, w jakiejś wielkiej błyszczącej przestrzeni. Muszę się uwolnić... Muszę z stąd uciekać... Siłą woli odwracam się i ile sił w nogach biegnę do lasu. Uciekać... Uciekać... Uciekać... Co to było?! To... Uczucie... Serce zaraz wyskoczy mi z piersi... W oddali słyszę krzyk.
- Czekaj! Stój!
 Miękki głos. Pasujący do całej tej łagodnej postaci. Kim on jest? Co mi zrobił? Całkiem zwariowałam, czy co ?! Przyspieszyłam. Uciekać... Nie wiem jak, którędy i kiedy ale dotarłam do domu. Wbiegłam do pokoju i rzuciłam się na  łóżko. Zaśnij! Zaśnij! Zaśnij! Musisz zapomnieć! Musisz... Uciekać.

1 komentarz: