piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział 7. Bo nie tylko ból utwierdza nas w przekonaniu, że wciąż żyjemy.

Głos. Ktoś mnie woła. Wyraźnie jestem wzywana. Pulsujący ból w skroniach. Moją twarz wykrzywia grymas bólu.
- Wszystko w porządku?- Czuję dłoń Daniela na moim ramieniu. W jego oczach widzę wyraźnie niepokój pomieszany z zaskoczeniem. Przed chwilą normalnie rozmawialiśmy. Czuję jakby coś miało zaraz rozsadzić mi czaszkę. Chwytam się za głowę. Z pomiędzy zębów wyrywa mi się syk.
- Tori! Tori, co się dzieje?!- Boi się. Chcę go uspokoić, ale nie dam rady, ja...
- Muszę iść...- Powiedziałam to na głos?
- Co? Niby gdzie?- Czyli tak. Coś mnie wzywa... Muszę iść... Biec... Szybko... Wstaję. Czuję jak Daniel chwyta moją dłoń.
- Co się dzieje?! - Ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Oswabadzam rękę z uścisku chudych palców. Stawiam coraz szybciej kolejne kroki na miękkiej trawie. Czuję jak wysokie, pojedyncze źdźbła łaskoczą mnie w ramiona. Biegnę.
- Czekaj!- Słyszę, że podąża za mną. Wskakuję między drzewa. Długie gałęzie, zaopatrzone w ciemne, pachnące igły smagają mnie po twarzy. Brak kontroli. Czysty instynkt. To Dorian musi mnie wzywać, tylko on, jako mój król, ma do tego władzę. Stopy uderzają leśną ściółkę z taką siłą, że sypią się za mną zeschłe igły i grudki błota. Nie wiem gdzie zmierzam, ale jednocześnie wiem.
- Stój! - Wciąż za mną biegnie. Słyszę jak z trudem łapie powietrze. Chcę się zatrzymać. Nie mogę. Jestem blisko... Bardzo blisko... To tu! Hamuję, wbijając w ziemię i tak już całkiem brudne trampki. Drzewa są tu trochę przerzedzone. Jestem w pod jakimś wielkim, starym drzewem liściastym. To chyba kasztan. Daniel jest blisko. Odwracam się w jego kierunku. Z drzewa coś zeskakuje. W tym samym momencie, w którym Daniel wyłania się z pomiędzy drzew. Ta postać... To Dorian. Zderzą się! Chcę skoczyć, odepchnąć Doriana, ale jest już za późno... Huk. Kiedy ich ciała się spotykają Powstaje taki hałas jak przy uderzeniu pioruna. Zrywa się straszliwy wiatr. Rzuca mną jak szmacianą lalką w rosnącą za mną dużą sosnę. Paraliżuje mnie ból spowodowany uderzeniem. Co się dzieje?! Widzę ich. Dłoń Doriana leży na odsłoniętej klatce piersiowej Daniela. Spod palców fauna tryska oślepiające światło. Daniel podnosi się z ziemi. Wisi w powietrzu, jakby trzymany przez niewidzialną siłę za miejsce którego przed chwilą dotykał Dorian. Jęczy z bólu. Na mostku pojawia się coś w rodzaju pnącza pod skórą. Siatka cienkich nitek oplata teraz całe jego ciało. Z jego rozchylonych ust i szeroko otwartych oczu tryska to samo oślepiające światło. Nie możliwe...On... Przemienia się! Między włosami, nad czołem pojawiają się stopniowo, jakby utkane ze światła rogi, ale nie takie jak Doriana. To małe, jelenie rogi... Jego uszy zniknęły, na ich miejscu pojawiają się podobne do faunich. Na kości ogonowej wyrasta mały, sarni ogon. Światło oblepiło całą jego postać. Kolejny podmuch potwornego wiatru. Zapieram się nogami o drzewo w które przed chwilą uderzyłam. Ból w piersi jest nie do zniesienia. Muszę mieć połamane żebra. Daniel spada z hałasem na ziemię, tuż przed Dorianem.
- Daniel!- Ignorując potworny ból zrywam się do biegu. On tam leży, bezwładny, obolały, muszę mu pomóc... Pnącze na jego ciele zniknęło. Za to rogi, uszy i ogon zostały. Uderzenie bólu. Słyszę nieprzyjemny trzask mojej pękającej kości. Z piersi wyrywa mi się krzyk. Czuję jak kość przebija skórę. Upadam. Leżę na brzuchu, usiłuję podnieść głowę, żeby coś zobaczyć. Dorian stoi osłupiały parząc to na mnie, to na Daniela. On również nie wie co się dzieje. Daniel otwiera oczy. Podnosi się do siadu. Jego okrągłe ze zdumienia oczy patrzą wprost na fauna. Widzi go...  Ignorując ból wyciągam rękę. Chcę krzyknąć, coś powiedzieć... Chociaż szepnąć...  Ale nie mogę... Daniel przenosi na mnie wzrok.
- Tori!- Krzyk tak pełen lęku... Zrywa się. Biegnie do mnie. Obraz się zamazuje. Uderzam twarzą o ziemię. Jestem taka szczęśliwa... On już widzi... Wszystko mu pokarzę...Jakoś tu mokro... Leżę w kałuży? Czerwień... To krew... Skąd tu tyle krwi...

Budzi mnie przeszywający ból w klatce piersiowej. Krzyczę. Jestem zdezorientowana, nie wiem co się dzieje. Otwieram oczy. Świat jest zamazany. Nic nie wiedzę. Coś mnie trzyma. To czyjeś ręce. Mnóstwo rąk. Każde innej wielkości i temperatury. Wyrywam się. Ból wzmaga się. Panikuję. Krzyczę coraz głośniej. Czuję jakby coś wyrywało mi kawałek ciała. Palący, ostry ból, jak przebijanie mieczem. Dość! Nie wytrzymam więcej! Wiję się a z mojego gardła wydobywa się nieludzki, potworny krzyk przerażenia i bólu. Boję się... Nie mogę się ruszyć, nic nie widzę, a ból wciąż się wzmaga. Słyszę chrzęst kości. Moich kości. Najsilniejsze uderzenie bólu. Paraliżuje mnie. Krzyk więźnie mi w gardle. Mięśnie się rozluźniają. To koniec mojej męki. Ledwo żyję. Ból zelżał. Jestem wykończona. Zimny pot pokrywa całą moją skórę.
- Już dobrze, Tori... Już dobrze... - Głos Daniela... Przekręcam z trudem głowę w kierunku z którego dochodzi. Czuję jego chłodne palce na mojej rozpalonej dłoni. Nie wiedzę go. Świat jest czarny. Przytulam cię do jego ręki. Jest tu. Uśmiecham się. Już jest dobrze. Czuję jakbym spadała. W ten mrok, który mnie otacza. Świat gaśnie.

Po raz kolejny otwieram oczy. Tym razem świat jest wyraźny, przejrzysty. Żebra wciąż bolą, ale dużo mniej niż przedtem. Jestem w jakiejś jaskini. Wygląda na mieszkanie jakiegoś ducha. Na ścianach namalowane są motywy kwiatów i zwierząt. W kącie groty, wklinowane są w skałę rzeźbione, drewniane drzwi z mosiężną klamką. Na środku stoi kamienny stół otoczony kamienną ławą. Jest na mim piękny świecznik i kilka mis pełnych różnych owoców. Na ścianach i podłodze od czasu do czasu pojawia się mech. Mnóstwo tu świeżych kwiatów w glinianych wazonach i stosów starych ksiąg  Ja leżę na czymś w rodzaju wielkiej półki skalnej, zawieszonej jakiś metr nad podłogą. Jest pokryta liśćmi i mchem. Jest mi miękko i ciepło. Trzymam coś w ręce. To dłoń... Przekręcam głowę do tyłu. Daniel... Leży wtulony do moich pleców, przewieszając rękę przez moją talię. No tak, pamiętam jak chwyciłam jego dłoń, ale jak puszczałam już nie. Nie wygodnie mi. Przekręcam się w jego stronę. Robię to jednak zbyt gwałtownie. Ukłucie bólu maluje na mojej twarzy grymas. Boli bardziej, ale teraz mogę go zobaczyć... Ma takie długie, czarne rzęsy... Jego uśpiona postać jest taka spokojna. Kasztanowe włosy spadają mu na twarz. Z pomiędzy lekko rozczochranych włosów wystają małe, jelenie rogi. Bezwiednie wyciągam rękę. Są chropowate i jednocześnie idealnie gładkie. Odsuwam delikatnie pasma włosów zasłaniające jego uszy. Są całkiem jak faunie. Opuszką palca przejeżdżam po ich delikatnej skórze. Są jak brzoskwinia, mają taki sam puszek. Uśmiecham się. Cofam dłoń. Westchnął. Jego powieki nieznacznie się poruszyły. Podnosi dłoń do oczu. Tą wolną, teraz zdałam sobie sprawę, że wciąż trzymam jego dłoń. Nie chcę jej puszczać. Mam wrażenie, że chłód jego skóry miesza się z moim ciepłem tworząc temperaturę idealną. To bardzo miłe uczucie Przeciera oczy, by za chwilę je otworzyć. Teraz Patrzymy na siebie, z tak bardzo bliska. Czuję jak nasze dusze zespajają się ciasno ze sobą.
- Jak się czujesz?- pyta z troską w głosie.
- Całkiem dobrze, przedtem bolało dużo bardziej.- Widzę ból w jego oczach.
- Babcia składała ci magią połamane żebra... Mało które były całe... Były tu też twoje przyjaciółki... Trzymaliśmy cię... Tak strasznie krzyczałaś... Tak potwornie cierpiałaś... To było straszne...- W jego brązowych oczach widzę wzbierające łzy.
- A najgorsze jest to... Że to ja ci to zrobiłem... - On naprawdę myśli że to jego wina... Wyciągam rękę. Kładę moją gorącą dłoń na jego chłodnym policzku.
- To nie twoja wina, to magia przy przemianie tak mnie załatwiła, po prostu stałam za blisko.- Uśmiecham się. Patrzy na mnie z takim zdziwieniem, jakby był przekonany, że będę na niego wściekła. Bo w sumie mogłabym  być... Zamiast tego jestem bezgranicznie szczęśliwa. Teraz jest częścią mojego świata. I widzi mnie taką, jaką jestem na prawdę.
- Zresztą ból nie jest zły. Utwierdza nas w przekonaniu, że wciąż żyjemy.- Wypowiadane przeze mnie słowa nie wychodzą z mojej głowy, tylko z serca... I tak jest cały czas, kiedy z nim jestem...
- Nie chcę, żebyś już kiedykolwiek cierpiała... Przez ten cały czas czułem... Że cierpię razem z tobą...
- Całkiem jakbyśmy byli...- Urywam zdając sobie sprawę, że może nie powinnam mówić tego na głos.
- Jednością... - Kończy za mnie. Wpatrujemy się w siebie z niedowierzaniem, z każdą chwilą rozumiejąc więcej.
-Myślę, że jest jeszcze jedna rzecz, dzięki której wiesz że żyjesz...- Jest taki poważny.
- Co to takiego? -
- Szczęście...-  Uśmiecha się.
- Sprawię, że będziesz szczęśliwa.-  To kilka słów, wypowiedzianych z powagą przysięgi...
- To może nie być takie proste...- Stwierdzam ze smutkiem. Osoba taka jak ja, z takim podejściem do świata nie ma prawa być szczęśliwa. A  mimo to, własnie w tej chwili, jestem tym szczęściem przepełniona.
- Zrobię wszystko. Obiecuję, od teraz nie musisz cierpieć by pamiętać, że żyjesz.- Jego oczy płoną. Ściska moją dłoń. Czuję jak do moich szeroko otwartych oczu napływają łzy. Kilka słów, zwykła obietnica. A po praz pierwszy w życiu poczułam się dla kogoś na prawdę ważna.
- Dobrze.- Wydusiłam z trudem. Uśmiecham się. To najszczerszy uśmiech w moim życiu.
- Ufam ci- dodałam. Mówię prawdę, sama w nią nie wierząc. Po raz pierwszy... Bezgranicznie i absolutnie bez powodu komuś ufam... Chichoczemy. Jesteśmy jak małe dzieci, cieszące się każdą drobnostką, każdą chwilą spędzoną razem. Opieramy o siebie nasze głowy. Przepełnieni szczęściem. To proroctwo zaczyna przejmować kontrolę nad moim życiem... To że Dorian postanowił mnie wezwać, akurat w tedy, to że Daniel za mną pobiegł, to że się zderzyli... Nie mogło być przypadkiem. Mam w sobie tą świadomość, że w większości legend, osoba najbliższa głównemu bohaterowi  musi oddać swoje życie. Wiem że mnie prawdopodobnie czeka właśnie ten los. Choć tak niedawno pragnęłam umrzeć... To czuję, że oddając za niego życie jednak coś poświęcę. To głupie... Los ma w planie zabrać mnie z tego świata, własnie wtedy... Kiedy zaczynam chcieć żyć...  Mogę od tego uciec. Cały czas mam wybór. Ale kiedy patrzę w te oczy... Myślę ,że oddałabym dużo więcej niż tylko życie... Za niego oddałabym duszę...



3 komentarze:

  1. Podoba mi się Twój styl:) Czytam posty z wielką chęcią, dlatego też chciałabym nominować Twój blog do Liebster Blog Award. Generalnie wygląda to jak łańcuszek, ale służy popularyzacji blogów, dlatego zachęcam do udziału. Wyjaśnienia i pytania znajdują się na moim blogu w zakładce Liebster Blog Award.
    nadziewiatympietrze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń