sobota, 27 czerwca 2015

Rozdział 11. Wybierz broń.

Znalazłam. Samotna dziewczyna czytająca książkę w ogrodzie na skraju miasta. Zielone oczy wlepiła uparcie w pożółkłe strony. Rude włosy spadają jej na piegowate policzki Wychodzę zza drzew ubrana w migoczącą hipnotycznie  pelerynę. Widzi mnie. Omamiona czarem zaklętym w tkaninie, wstaje bezwiednie upuszczając swoją lekturę na trawę. Teraz wystarczy że spojrzę jej w oczy. Złapana. Odwracam się i idę w kierunku lasu. Nie muszę się odwracać. Słyszę że idzie za mną. Bezbronna, bezwładna podąża za potworem, który odbierze jej całe dotychczasowe życie. Uczucie pogardy dla samej siebie wzrasta we mnie z każdą chwilą, ale wiem że muszę to robić. Gdyby nie ta łapanka, za jakiś czas na ziemi nie byłoby już ani jednego człowieka. Jesteśmy już blisko wyznaczonego miejsca. Czuję że Dorian jest blisko. Widzę go stoi jak kamienny posąg, pozbawiony jakichkolwiek emocji. Dziewczyna ciężko oddycha, droga przez las zmęczyła ją. Wyciągam rękę w jej kierunku. Chwyta ją swoimi miękkimi, delikatnymi palcami. Prowadzę ją prosto do Ducha Serca Lasu. Nic nie mówimy. Słowa zerwały by hipnozę. Ustawiam ją przed Dorianem. Gestem ręki każę jej zostać w miejscu. Ochodzę kawałek, wchodzę do kręgu z błękitnego piasku. To tarcza, ochroni mnie przed uderzeniem energii które zaraz nastąpi. Rudowłosa patrzy na mnie otępiałym wzrokiem.
Ręka Doriana zbliża się do jej czoła. Nie chcę żeby ocknęła się dopiero po przemianie.
- Przepraszam...- Wraz z wyszeptanym przeze mnie słowem, zielone oczy odzyskują trzeźwość. Przez ułamek sekundy widzę w nich zaskoczenie. Wybuch. Światło, wiatr, i ogromna ilość energii uwolniona z dwóch postaci. Z miejsca gdzie Dorian dotknął czoła dziewczyny rozchodzą się złote nici magii wchodzącej do jej żył. Ten sam schemat. Widzi fauna, unosi się nad ziemią transformując. Tym razem pojawił się lisi ogon i uszy. Lisoskórej jeszcze nie było, do tej pory pojawiały się tylko półelfy, najczęściej spotykane wśród hybryd pół magicznych. Ja przyprowadziłam tutaj już siedmiu. Nie tracimy czasu, zaczęliśmy praktycznie od razu. Biorąc pod uwagę jak wielu ich potrzebujemy, łapanka potrwa jeszcze pewnie z tydzień. Ruda leży na ziemi. Już po wszystkim. Jest obolała i zdezorientowana. Grupka wyznaczonych nimf i faunów otacza ją. Kładą ją na nosze puki jeszcze jest ogłuszona. Muszą odtransportować ją do jaskini z innymi świeżakami. Kiedy zacznie trzeźwo myśleć, będzie panikować. Oddział Zurii zajmuje się uspakajaniem i tłumaczeniem wszystkiego. Łącznie mamy już ich około setki. Dorian zarządził, że najpierw oswoimy tą grupę, żeby później pomogła nam w dalszym naborze do oddziałów. Wtedy pójdzie nam o wiele szybciej. Wybrana grupa duchów i ,, nowych'' zostanie skierowana na treningi już wcześniej. Żeby to określić każdy z nas zostanie przetestowany i przydzielony do odpowiedniej grupy. Ceremonia przydziału zacznie się dziś o północy. Jest dopiero wieczór, muszę iść po następnych.






Wielkie ognisko zalewa czerwonym światłem całą polanę. Otaczające ją drzewa rzucają złowrogie, głębokie cienie. To nie do pomyślenia, że to ta sama polana, a której niedawno było tak jasno i radośnie. Na trawie widać jeszcze plamy krwi, przypominające o niedawnej obecności duchów z Drugiej Strony. Wszystko zatonęło w szkarłacie. Stoję w szeregu pomiędzy duchami i przerażonymi hybrydami. Koło mnie stoi Daniel. Ściska moją dłoń. Nie wiemy co dla nas przygotowali i jaką próbę będziemy musieli przejść. Od momentu przemiany rudej, przyprowadziłam do Doriana jeszcze dwudziestkę nieszczęśników. Widzę ich w otaczającym nie tłumie. Wszyscy bardzo się boją. Bębny. Wchodzi Dorian wraz z Wiolą, Klemensem i Odettą. Wszyscy oprócz fauna trzymają po jednej misce wypełnionej fluoryzującą farbą. Cała czwórka staje na przygotowanych wcześniej kamiennych podestach. Gest dłoni Doriana. Zza szeregu wychodzi centaur z wielkim pakunkiem w umięśnionych rękach. Kładzie go na ziemi przed podestami i rozwija czarną tkaninę. Oczom tłumu ukazują się : dwa norze, dwuręczny miecz, topór, młot, fiolka z płynną magią ognia, drewniana laska magiczna, oraz woreczek z świecącą na zielono zawartością nieznanego pochodzenia. Bębny. Dorian prostuje się i krzyczy:
- Zaczynamy przydział! Wiktoria! - patrzy na mnie. W brązowych oczach dostrzegam prośbę o wybaczenie. Daniel ściska mocno moją dłoń. Patrzę na niego i wzrokiem daję mu do zrozumienia, że wszystko jest dobrze, dam radę. Dorian woła mnie ponownie.
- Wiktoria! Wystąp! Będziesz pierwsza. Wybierz broń.