poniedziałek, 27 października 2014

Rozdział 8. Świat, ten piękniejszy.

Otwieram oczy. Obejmuję jakąś postać. To Daniel. Stykamy się głowami. Leżę wtulona w jego plecy. Wczoraj musieliśmy zasnąć podczas rozmowy. Wciągam powietrze, wdychając zapach jego włosów. Pachnie jak nagrzane słońcem leśne igły i dzikie róże. Rodziców pewnie nie ma w domu, więc nie zauważyli nawet, że mnie nie ma. Mimo, że całą noc byłam nie wiadomo gdzie. Pierwszy raz jestem tak blisko kogoś. To miłe uczucie. Czuję i słyszę jak jego serce bije, spokojnym, jednostajnym rytmem. Jest taki niewinny, bezbronny.Podnoszę się. Nie wiem która godzina, ale czuję, że nie powinnam już leżeć. Stawiam stopy na litej skale podłoża jaskini. Podchodzę do kamiennego stołu pełnego przeróżnych owoców. Orianczycy hodują je w swoich ukrytych jaskiniach. To rośliny które przetrwały miliony lat tylko dzięki duchom. Najbardziej lubię turikę. Jest słodko gorzka, ma czarną skórkę i miąższ, tylko jej pestki są jaskrawo błękitne. Na moje szczęście jest ich cała miska. Biorę jeden z nich, wbijam doń paznokcie i rozdzielam na pół. Rozrywany owoc głośno trzeszczy. Jest dość twardy. Daniel jęknął i nieznacznie się poruszył.
- Wstawaj! Mam coś dla ciebie.- Brak reakcji. Hmm... A gdyby tak... Podchodzę do skalnej półki na której leży moja śpiąca królewna i z wrednym uśmiechem na twarzy pochylam się i delikatnie dmucham mu do ucha. Jak skoczył! Oczy ma jak piątki i miota się jak opętany, by w efekcie z pięknym hukiem spaść z łóżka.
- Hahahahaha!- Wybucham niekontrolowanym śmiechem. Jego mina tylko potęguje moje rozbawienie.
- Coś ty mi zrobiła?!- Widzę jak wzdryga się raz po raz pod wpływem przechodzących go dreszczy. Twarz ma czerwoną. Zakrywa uszy dłońmi.
- Jakoś musiałam cię obudzić. Zresztą tylko dmuchnęłam ci do ucha.- Chwytam się pod boki , uśmiechając wrednie.
- To dlaczego poczułem coś takiego?- Zdziwiony. W sumie, ma do tego prawo, nic nie wie o świecie do którego dzisiaj wkroczy.
- Zwierzoskórzy mają bardzo wrażliwe uszy i ogony, podobnie jak zwierzęta, powinieneś zacząć się przyzwyczajać.
- No tak! Przemieniłem się! Teraz będę mógł wszystko zobaczyć!- Podrywa się na równe nogi i biegnie w kierunku drzwi. O, nie tak prędko. Chwytam go w biegu za ramię i siłą sadzam na kamiennej ławie.
- Najpierw coś zjedz. Kiedy stąd wyjdziemy nie będziemy mieli czasu ani ochoty myśleć o jedzeniu, a uwierz mi w tej postaci głód jest cztery razy bardziej dokuczliwy niż w ludzkiej.- Patrzy na mnie z wyrzutem.
- No dobra...- Jak dziecko. Uśmiecham się. Wręczam mu połowę turiki.
- Jaki piękny owoc! On też należy do świata duchów?
- Tak, to turika.- Patrzę jak wgryza się w czarny miąższ. Oczy błyszczą mu z podniecenia. Co to będzie, jak my stąd wyjdziemy.
- Pyszne...- Skierował wzrok na mnie i promiennie się uśmiecha. Jest taki szczęśliwy. Jego największe pragnienie się spełnia. I to właśnie dzisiaj, kiedy będzie mógł przemienić się całkowicie i świętować ze wszystkimi pełnię księżyca. Spędzę moją pierwszą pełnię tutaj z nim.Biorę kolejny kęs owocu i uśmiecham się. Cieszę się, że cię mam. Pochłonęliśmy już chyba po cztery turiki, więc można uznać nas za najedzonych.
- To co? Idziemy?- Pytam
- Idziemy!- Niemal w podskokach biegnie do do drzwi groty. Już ma je otwierać, kiedy zamiera w bezruchu. Podchodzę i chwytam jego dłoń. Czuję jak chude, zimne palce zaciskają się na moich. Znów jesteśmy całością. Patrzy mi w oczy. Boi się. Skinęłam głową,po chwili odpowiada tym samym. Chwytam za mosiężną klamkę i powoli otwieram drzwi oblewając nas jasnymi promieniami słońca.
- Oto twój nowy świat... - Mówiąc ściskam mocniej jego dłoń. Stopniowo, na jego twarzy pojawia się uśmiech. Chyba jest najszczęśliwszą osobą jaką w życiu widziałam.
BUM-BUM...
Chcę, żeby ten uśmiech nigdy nie zniknął z tej bladej twarzy. Przed nami rozgrywa się scena typowa dla baśni i legend. Jakbym otworzyła jakąś książkę . Jesteśmy na polanie . Grupka krasnoludów tacha wielki, żelazny kocioł. Strzygi, wróżki i elfiki znoszą chrust i gałęzie na ognisko. Centaury dźwigają ogromne spróchniałe belki. Nimfy i driady na wielkich drewnianych stołach kroją zawzięcie jakieś grzyby, owoce i mięso. Kilka faunów wraz z Trian i Zurią błękitnym proszkiem znaczą ogromne koło woków całej tej krzątaniny. Mamroczą przy tym słowa jakiegoś zaklęcia. Pewnie tworzą barierę chroniącą dodatkowo przed ludzkim wzrokiem. Kilka faunich dzieci wraz z Tymonem łapią jakąś białą kulkę. W końcu widzę go w ludzkiej postaci. Jest szczupły, niższy ode mnie o głowę. Jego czarne włosy spadają kosmykami na szczupłą twarz. Oczy ma takie same jak kiedy jest kotem. Teraz nie odrywa wzroku, od tego co goni. Małe,puchate stworzonko biegnie prosto w naszym kierunku.
- Stój! Wracaj! Hahaha! - Tymon wydziera się jak opętany próbując dorwać uciekające mu zwierze. Czarne, kocie uszy położył po sobie i zawzięcie zamiata ogonem. Ale biała kulka chyba wyczuwając niepoczytalność w głosie napastnika postanowiła za wszelką cenę umknąć oprawcy. W tym celu wskoczyła prosto w ramiona oniemiałego ze szczęścia Daniela. Teraz mogłam się przyjrzeć stworzeniu dokładniej. To jest jedno z tych magicznych zwierząt, które zaliczają się do świata duchów. Ten akurat jest czymś między jeleniem a królikiem. Jest wielkości królika ma długie królicze uszy i cały jest porośnięty króliczym, białym, mięciutkim futerkiem. Jego przednie łapki zakończone są małymi kopytkami. Oczy ma duże i jasno brązowe, to kolejna z jelenich cech. Na jego czole wyrastają małe rozgałęzione różki. Pyszczek jest płaski jak u królika, jednak przypomina sarni.Dodatkiem pochodzącym z nieokreślonego źródła jest długi puchaty ogon.
- Co to jest?- Pyta Daniel drapiąc zwierzaka za uchem.
- To króleń, jedno z magicznych zwierząt należących do świata Orian.
- Jest piękny.- Biała kulka chyba czuje się u niego bezpiecznie. Wpatrują się w siebie nawzajem prawie identycznymi oczami. Chichoczę, to wygląda zabawnie.
- O! Złapałeś moje jedzonko! Wielkie dzięki, ale teraz oddaj królenia.- Zdyszany Tymon wraz z grupką małych faunów już szykują się do odebrania zwierzęcia Danielowi. Króleń ujrzawszy kotoskórego zaczął warczeć i prychać wbijając pazurki tylnych łap w ręce Daniela.
- Jedzonko?! Tymon! To jeden z nas!- Warknęłam
- O, Tori, nie zauważyłem cię. Może i to duch ale mięsko ma smaczniejsze nisz zwykły królik. - Już wyciągnął ręce w kierunku zwierzęcia, ale zatrzymałam go,z impetem  uderzywszy ogonem w wyciągnięte palce.
- Ała!
- Ani mi się waż! Nie dostaniesz królenia!
- Bo co?!- Niemal warczeliśmy na siebie wymieniając groźne spojrzenia. Małe fauny najwyraźniej wyczuły niebezpieczeństwo bo błyskawicznie zniknęły z pola widzenia.
- Bo on jest mój. - Wtrącił Daniel zaskakując nas obu.
- Jak to twój?- Tymon został tym stwierdzeniem nieco zbity z tropu.
- To mój zwierzak. Przecież widziałeś jak wskakiwał mi na ręce.
- No... Fakt... Widziałem...- Jeden zero dla Daniela. Któleń ocalony
- Przeproś mojego... Turiki, że chciałeś go zjeść. - Tymon demonstracyjnie przewrócił oczami i ze spuszczonym ogonem i stulonymi uszami wyciągnął rękę żeby pogłaskać zwierzaka.
- Przepra... Ała!- Króleń chyba nie przyjął przeprosin bo bez oporów użarł kotoskórego w wyciągniętą dłoń.
- Szty! Mały...- Zatrzymał się w połowie wypowiedzi, po czym zadarł głowę i pogardliwie zamiatając ogonem, odszedł w przeciwnym kierunku.
- Turiki?- Pytam wskazując na stworzonko.
- No co? Nic innego nie przychodziło mi do głowy.
- Możesz być z siebie dumny, uratowałeś temu małemu skórę. - To mówiąc pogładziłam Turikiego po białym grzbiecie. W odpowiedzi wydał z siebie śmieszny fukający dźwięk.
- Chyba jest szczęśliwy- Daniel uśmiechnął się i podsadził kólenia na ramię. Zwierzę umościło się tam i dla zachowania  równowagi wbiło pazurki w jego odsłoniętą skórę. Dopiero teraz zauważyłam krew na jego przedramionach.
- Ale cię podrapał, chodź musimy to zbadać ,  zwierzęta tego typu lubią mieć różne podejrzane właściwości.- Szliśmy starając się nie przeszkadzać innym w pracy. Daniel pochłaniał wzrokiem dosłownie wszystko. Czasem nawet zatrzymywał się i musiałam pociągnąć go za sobą, żeby szedł dalej.
- Przygotowują się do czegoś?- Spytał
- Tak, dzisiaj mamy pełnię księżyca
- Obchodzicie ją jak święto?
- Tak, to magiczny dzień. W każdą pełnię od za piętnaście dwudziesta czwarta  do piętnaście po pierwszej otwiera się portal do świata duchów. Nasze światy przez to pół godziny mieszają się. My możemy wejść do ich świata a oni do naszego
- To znaczy, że dzisiaj można porozmawiać z duchami?
- Tak, jak najbardziej. O, jesteśmy. - Podeszłam do stojącej nieopodal Zurii.
- Cześć Zuria- uśmiechnęłam się a ona odpowiedziała mi tym samym.
- Witaj Tori- Powiedziała swoim lekko flegmatycznym głosem. Spojrzała na stojącego nieco z tyłu Daniela.
- Kto to?- Szepnęła przysuwając się bliżej.
- To Daniel- Pociągnęłam go do siebie  - To z jego powodu zawracam ci głowę. Mogłabyś sprawdzić mu te zadrapania? Króleń go podrapał.
- Nie ma problemu. - Wyciągnęła swoje lekko błękitnawe dłonie i dotykała kolejno małych ranek. Jej zamglone oczy patrzyły z uporem na niepewną twarz Daniela.
- Są czyste, nie ma trucizny.
- Całe szczęście, dziękujemy ci bardzo.- Uśmiechnęłam się i pociągnęłam Daniela za sobą w kierunku Doriana którego przed chwilą wyłapałam w tłumie.
- Nie ma za co- odpowiedziała mi machając na pożegnanie, po czym wróciła do kreślenia wzorów z błękitnego piasku.
- Cześć Dorian.- Przywitałam kolejną znajomą mi osobę.
- Tori! Jak miło cię widzieć. Ciebie również Daniel. Wszystko już z wami w porządku?
- Tak już wszystko dobrze - Odpowiadam w imieniu nas dwojga.
- Widzę, że nabyłeś zwierzaka- Dorian z uśmiechem pogłaskał królenia.
- Tak, nazywa się Turiki.- Oznajmił Daniel,najwyraźniej dumny z nowego nabytku.
- Możemy się na coś przydać?- Pytam rozglądając się.
- Możecie tak jak ja, krążyć po okolicy i pomagać w czym pomóc trzeba- Dorian uśmiechnął się i rozłożył ręce wskazując wokół. Tak też zrobiliśmy. Cały dzień minął nam na krojeniu mięsa, układaniu stosów z gałęzi i chrustu, łapaniu błędnych ogników do specjalnych naczyń i wieszaniu ich na sznurach jak lampiony i wielu innych męczących zajęciach. Jest koło wpół do dwunastej w  nocy. Siedzimy na skraju polany, ukryci między drzewami. Daniel po raz pierwszy przejdzie całkowitą przemianę. Stoimy na przeciwko siebie trzymając się za ręce.
- Musisz zajrzeć w głąb siebie. Czujesz to? - Mówię spokojnym głosem, prowadzę go krok po kroku.
- Czuję...
- To teraz poczuj to mocniej. Niech to uczucie całego cię przepełni. Teraz po prostu... Przestań się mu opierać...- Czuję jak kości zmieniają swój kształt. Puszczam jego dłonie. On tez się zmienia. Czuję ogień w piersi. Gorące dreszcze pełznące po całym ciele. I w jednej chwili z naszych gardeł wyrywa się krzyk, który płynnie zamienia się w skowyt wilka i ryk jelenia. Stoi przede mną. Czuję ostry zapach jego sierści. Zaczynamy skakać i tańczyć w okół siebie z radości. Świat jest taki wyraźny. Biegniemy obok siebie szybko jak wiatr, przecinając powietrze ze świstem. Nasze oczy się spotykają. Patrzę w te wielkie brązowe koraliki i czuję bijącą z nich radość. Jesteśmy całością. Mimo tego jak bardzo się od siebie różnimy. Nasze serca biją w jednym rytmie. Jesteśmy jednym. Przez to, że nie patrzyliśmy przed siebie potykamy się o wystający korzeń. Teraz toczymy się w dół stopniowo wracając do poprzedniej formy. Radosne piski przechodzą w śmiech. Z hukiem wpadamy na polanę, pełną intensywnego zapachu jedzenia i palonego drewna.. Leżymy koło siebie i śmiejemy się głośno, jak małe dzieci uradowane niezmiernie jakąś zabawą. Jestem taka szczęśliwa. Nikt nie zwraca na nas uwagi bo panuje tu niesamowity gwar. Wszyscy śmieją się, jedzą i tańczą w rytm faunich piszczałek. Nad nami wiszą lampiony z błędnymi ognikami i girlandy kwiatów oblężone przez wróżki. Jest naprawdę wspaniale.
- Patrz! - Daniel zrywa się na równe nogi. Również wstaję, próbując znaleźć wzrokiem to o co mu chodzi. Widzę. Pulsujące, fioletowe światło zawieszone metr nad ziemią.
- To brama do świata duchów ? - Pyta przysuwając się do mnie. Boi się
- Tak, to ona, nie bój się, zaraz zobaczymy coś naprawdę pięknego.- Chwytam jego rękę, po raz kolejny. Powoli zaczynam czuć, że moja dłoń bez tych chudych palców jest niekompletna. Odwzajemnia uścisk. Czekamy cierpliwie, na powoli ukazujący się obraz. Nagle do naszych uszu dobiega przeraźliwie głośny, basowy dźwięk rogu...